30-06-2013, 17:27
W piątek na festiwalu "Ogrody Dźwięków" w Katowicach usłyszałem po raz pierwszy zespół Chalaban, założony przez śniadego muzyka w Budapeszcie pod koniec lat 90.
Muzyka łagodzi obyczaje, łącząc pokolenia i narody. Niesamowite jest to, że na scenie pojawia się ośmiu muzyków – Marokańczyków i Węgrów. Jak oni wpadli na siebie?!
Grają niesamowicie energetycznie, przypomina nam się klimat koncertu, jaki niemal równo pięć lat temu dali wspólnie w Bielsku-Białej Richard Bona, Lokua Kanza i Gerald Toto. Dla mojego pokolenia nie jest zaskoczeniem, że na Węgrzech grać potrafią, ale że w Maroku grają – i to pięknie, zawodowo – wciąż oczywiste nie jest. Z pomieszania tradycji muzycznych, tak samo jak z pomieszania nacji, otrzymujemy nieraz rzeczy nieoczekiwane i zadziwiające. I niepospolitej urody.
Muzyka łagodzi obyczaje, łącząc pokolenia i narody. Niesamowite jest to, że na scenie pojawia się ośmiu muzyków – Marokańczyków i Węgrów. Jak oni wpadli na siebie?!
Grają niesamowicie energetycznie, przypomina nam się klimat koncertu, jaki niemal równo pięć lat temu dali wspólnie w Bielsku-Białej Richard Bona, Lokua Kanza i Gerald Toto. Dla mojego pokolenia nie jest zaskoczeniem, że na Węgrzech grać potrafią, ale że w Maroku grają – i to pięknie, zawodowo – wciąż oczywiste nie jest. Z pomieszania tradycji muzycznych, tak samo jak z pomieszania nacji, otrzymujemy nieraz rzeczy nieoczekiwane i zadziwiające. I niepospolitej urody.