Pora na ostatni przystanek w czasie tegorocznego wyjazdu wakacyjnego. Ostatni, ale nie byle jaki, bo Esztergom. Po polsku używa się czasem starej wersji Ostrzyhom, jednak w ogóle mi ona nie podchodzi. Inne języki słowiańskie używają zbliżonego brzmienia, a miejscowi Niemcy nazywają miasto Gran.
To jedno z najstarszych węgierskich miast i najbardziej znaczące religijnie: w nim ochrzcił się książę Vajk, którego potem ogłoszono świętym. Tu była pierwsza stolica państwa, a od czasu przegnania Turków rezyduje prymas Węgier. Po traktacie w Trianon ten arcyważny ośrodek nieoczekiwanie znalazł się na samej granicy, którą znowu wytyczono na Dunaju.
Ledwo zaparkowaliśmy, a doszły do nas odgłosy trąbek, piszczałek, bębnów i innych radosnych instrumentów muzycznych. Dziś Dzień Świętego Stefana, święto narodowe, więc w całym kraju odbywają się imprezy. W południe padało, potem było pochmurno, teraz nawet pojawiło się słońce, więc pochód średniowiecznych wojów idzie ulicą w pełnym blasku.
(Facet we fioletowej kiecce zamiast się skupić na swej roli ciągle gadał i gestykulował!)
Nie wszyscy odpowiednio dobrali ciuchy - jeden z Madziarów odłączył się i zaczął na skróty wdrapywać się schodami, co rusz podciągając spadające gatki .
Na skarpie wznosi się największa świątynia Węgier - monumentalna klasycystyczna bazylika św. Wojciecha. Poprzednią zniszczyli Osmanowie, tą wybudowano w XIX wieku i nie szczędzono na nią materiałów i pieniędzy.
Pradawny pochód zbliża się z hałasem poprzedzany wozem policji; fioletowy gościu nadal coś nadaje sąsiadowi.
Na razie zostawiamy dzielnych barbarzyńców i idziemy obejrzeć bazylikę. Wnętrza jeszcze bardziej pokazują jej rozmiar.
Gdzież ją jednak porównywać chociażby z Licheniem? Tam 23 tysiące metrów kwadratowych, tu marne 5,6 tysiąca. Tam najwyższy punkt to 141 metrów, tutaj 100.
Wejście do kościoła jest darmowe, natomiast za kasę można dostać się na jeden z punktów widokowych: zaszaleliśmy i wybraliśmy kopułę do której prowadzi kilkaset schodów. Podczas włażenia dostajemy kręćka.
Najpierw dochodzimy do poziomu pośredniego, gdzie wystawiono pierwotny projekt zabudowy placu przed bazyliką.
Z braku pieniędzy nigdy nie został on zrealizowany, nie postawiono m.in. półkolistego zakończenia z łukiem triumfalnym.
Obok ulokowano niższy punkt widokowy w uzbrojonym oknie; skąpcy dalej nie idą. Mnie kojarzy się z działkiem strzeleckim.
To jedno z najstarszych węgierskich miast i najbardziej znaczące religijnie: w nim ochrzcił się książę Vajk, którego potem ogłoszono świętym. Tu była pierwsza stolica państwa, a od czasu przegnania Turków rezyduje prymas Węgier. Po traktacie w Trianon ten arcyważny ośrodek nieoczekiwanie znalazł się na samej granicy, którą znowu wytyczono na Dunaju.
Ledwo zaparkowaliśmy, a doszły do nas odgłosy trąbek, piszczałek, bębnów i innych radosnych instrumentów muzycznych. Dziś Dzień Świętego Stefana, święto narodowe, więc w całym kraju odbywają się imprezy. W południe padało, potem było pochmurno, teraz nawet pojawiło się słońce, więc pochód średniowiecznych wojów idzie ulicą w pełnym blasku.
(Facet we fioletowej kiecce zamiast się skupić na swej roli ciągle gadał i gestykulował!)
Nie wszyscy odpowiednio dobrali ciuchy - jeden z Madziarów odłączył się i zaczął na skróty wdrapywać się schodami, co rusz podciągając spadające gatki .
Na skarpie wznosi się największa świątynia Węgier - monumentalna klasycystyczna bazylika św. Wojciecha. Poprzednią zniszczyli Osmanowie, tą wybudowano w XIX wieku i nie szczędzono na nią materiałów i pieniędzy.
Pradawny pochód zbliża się z hałasem poprzedzany wozem policji; fioletowy gościu nadal coś nadaje sąsiadowi.
Na razie zostawiamy dzielnych barbarzyńców i idziemy obejrzeć bazylikę. Wnętrza jeszcze bardziej pokazują jej rozmiar.
Gdzież ją jednak porównywać chociażby z Licheniem? Tam 23 tysiące metrów kwadratowych, tu marne 5,6 tysiąca. Tam najwyższy punkt to 141 metrów, tutaj 100.
Wejście do kościoła jest darmowe, natomiast za kasę można dostać się na jeden z punktów widokowych: zaszaleliśmy i wybraliśmy kopułę do której prowadzi kilkaset schodów. Podczas włażenia dostajemy kręćka.
Najpierw dochodzimy do poziomu pośredniego, gdzie wystawiono pierwotny projekt zabudowy placu przed bazyliką.
Z braku pieniędzy nigdy nie został on zrealizowany, nie postawiono m.in. półkolistego zakończenia z łukiem triumfalnym.
Obok ulokowano niższy punkt widokowy w uzbrojonym oknie; skąpcy dalej nie idą. Mnie kojarzy się z działkiem strzeleckim.