Jak zaczęła się Wasza przygoda z Węgrami?
#65
Drodzy Węgrofile,

wspaniale się czyta ten wątek. W początkowej fazie rozwoju mojej węgromanii myślałam, że coś ze mną jest nie tak, bo przecież Węgry to tylko jakiś tam kraj, nie za daleko od Polski, i nie ma się co tak ekscytować. Tak mówili ludzie z mojego otoczenia, którzy na węgrofilię nie zapadli. (Nawet nie musieli mówić. Po prostu w ich oczach widziałam brak zrozumienia, gdy porównywałam np. smak zupy rybnej z różnych budapeszteńskich barów, czy rozwodziłam się nad niezwykłą urodą dworca Nyugati.)

Potem jednak zaczęłam czytać to forum i zobaczyłam, że takich ludzi jak ja jest w Polsce (a pewnie i w innych krajach) więcej. Ludzi, których Węgry urzekły. Podzielę się i ja swoją historią.

Wszystko zaczęło się od... Rumunii. A dokładniej - od Siedmiogrodu. Będąc młodym dziewczęciem (15-letnim), obejrzałam podczas warszawskiego festiwalu filmowego (nie jestem pewna, czy chodziło o "ten" WFF - po prostu jakiś przegląd filmów w Warszawie) film Csaby Bereczkiego "Pieśń życia" ("Életek éneke" - jest na youtubie, polecam). Zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Tak wielkie, że po seansie podeszłam do samego reżysera (był tam - po filmie miała być dyskusja) i nieśmiałą, gimnazjalną angielszczyzną zapytałam, czy on nie zna jakiejś siedmiogrodzkiej rodziny, do której mogłabym pojechać na wakacje i w zamian za pomoc w codziennych pracach dzielić ich życie przez parę miesięcy. Pan Bereczky wybałuszył lekko oczy, ale dał mi swoją wizytówkę i poprosił, bym napisała do niego maila w tej sprawie. Oczywiście, grzeczne dziecko, skonsultowałam ten pomysł najpierw z rodzicami. Jak nietrudno się domyślić, wyrazili kategoryczny sprzeciw, by 15-latkę samą wysłać do Rumunii. Lekko mnie to zasmuciło, ale stwierdziłam, że w takim razie zacznę od wiedzy teoretycznej. Niebawem pojawiły się u nas w domu książki Michała Kruszony i innych piewców Karpat oraz muzyka Taraf de Haidouks.

Od tego momentu oficjalnie interesowałam się Rumunią. Najpierw w sposób dziecinny, emocjonalny i niezbyt pogłębiony. Z czasem jednak zainteresowanie to stawało się coraz bardziej merytoryczne, nauczyłam się m.in. języka rumuńskiego (poziom B1, udokumentowany przez UW! - moja duma). Jako kierunek studiów wybrałam romanistykę - w końcu od rumunistyki dzielą ją tylko dwie literki ;-) Zainteresowania z językowych ewoluowały pomału w historyczne. Na Święta Bożego Narodzenia w zeszłym roku zażyczyłam sobie kilkusetstronnicowy, rzetelny przewodnik po Rumunii - w końcu zamierzałam się tam wybrać (wcześniej w wyjeździe przeszkadzała niepełnoletniość; w trakcie studiów w lecie pracowałam albo jeździłam na wyjazdy naukowe z Romanistyki). Zaczęłam czytać od rozdziału o Siedmiogrodzie - a tam szok. Okazało się, że w fascynującej mnie Rumunii elementu węgierskiego jest tyle, że, logicznie patrząc, należy zainteresować się również Węgrami, żeby w ogóle o Rumunii móc coś powiedzieć. Zainteresowałam się więc Węgrami. Początki były nieśmiałe - filmiki na youtubie, jakaś książka, sama nie wiem, co jeszcze. Potem przyszedł długi weekend (Boże Ciało tego roku). Poczułam, że już MUSZĘ tam jechać. Że jak nie teraz, to nigdy. Więc "wzięłam i pojechalam".

Chyba nigdy nie przeżyłam tak intensywnych czterech dni. W dzień - zwiedzanie, ciągłe zaskoczenia i zachwyty, w nocy - życie towarzyskie, jakie tylko w Budapeszcie być potrafi. Pod koniec byłam padnięta. Táncház ostatniego dnia dobił mnie fizycznie, ale przekonał, że Węgry - to jest to!

I historia zatoczyła koło. Film "Életek éneke" przedstawia bowiem ludową muzykę i taniec występujące na terytorium Rumunii, lecz są to elementy (głównie) węgierskiego folkloru. (Nie tylko, bo paru Rumunów i Cyganów też się kręci w kadrze. Gdyby nie chwytliwy motyw wielokulturowości, to nie jestem pewna, czy pokazano by ten film na owym warszawskim festiwalu filmowym.) Oglądając ten film jako młode pacholę, nie byłam świadoma tych kulturowo-etnicznych niuansów. Dzieje się w Rumunii - znaczy, że to folklor rumuński. Takie było moje rozumowanie, jeśli w ogóle o jakimś rozumowaniu można tu mówić, bo najbardziej z tego seansu pamiętam (do dzisiaj! - a minęło "już" - lub "tylko" - 8 lat) sceny solowych męskich tańców - faceci w kapeluszach podskakują i klepią się po udach, w kącie stodoły kapela; skrzypek wygrywa wściekłe melodie, że noga sama chodzi. Te same klimaty odnalazłam "po latach" w Budapeszcie na táncházie.

Moją historię można by zatytułować "Na Węgry - okrężną drogą". No, ale grunt, że w końcu dotarłam, gdzie chciałam. W październiku zaczynam studia na hungarystyce w Warszawie (jako drugi kierunek - mam jeszcze do dokończenia magisterskie na romanistyce, ale na szczęście to ten sam budynek, co za traf...). Mam nadzieję, że to dopiero początek mojej wielkiej węgierskiej przygody!
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
RE: Jak zaczęła się Wasza przygoda z Węgrami? - przez Żozefin - 16-08-2016, 23:27

Podobne wątki&hellip
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Moja mała przygoda z Węgrami claudiene 15 21,543 07-09-2017, 21:32
Ostatni post: piablo75
  Moja przygoda z Węgrami. grzesiuu 5 7,869 21-05-2015, 13:21
Ostatni post: Katia
  Jak się zaczęła moja przygoda z Węgrami SKORPIONFH 8 7,358 09-08-2014, 21:51
Ostatni post: Simon



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 44 gości