24-09-2016, 10:40
Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. Jak czytam Wasze początki węgromaniactwa, to muszę się podzielić też swoim. U mnie bezpośrednią przyczyną poznania się z węgierskimi termami był tzw. zawał serca . W następstwie tego wylądowałem w sanatorium w Rymanowie. Będąc tam, pewnej styczniowej niedzieli skorzystałem z możliwości jej spędzenia na wycieczce. Wycieczka była zorganizowana do term jaskiniowych w Tapolcy. Po dojechaniu na miejsce okazało się, że Barlangfurdo jest zamknięte - przerwa techniczna. Przewodnik zdecydował przedłużyć trasę przez Góry Bukowe do Egeru. Tam dopiero skorzystaliśmy z kąpieliska termalnego a przy okazji zaznajomiłem się ze starówką Egeru.
Tak więc w ciągu jednodniowej wycieczki miałem węgierskie "wejście smoka": Tokaj z degustacją win, "powąchanie" Barlangfurdo, przejazd przez Góry Bukowe i Lillafured, Eger z obejrzeniem .Szepasszonyvolgy (stamtąd trzeba było pozbierać część wycieczkowiczów nie lubiących wody).
Po takim skosztowaniu Węgier zaraz w kwietniu wybrałem się tam z rodziną. Od tamtego czasu każdego roku na przełomie marca i kwietnia bywam w Egerze - traktuję to jako prezent urodzinowy od siebie dla siebie.
Tak więc w ciągu jednodniowej wycieczki miałem węgierskie "wejście smoka": Tokaj z degustacją win, "powąchanie" Barlangfurdo, przejazd przez Góry Bukowe i Lillafured, Eger z obejrzeniem .Szepasszonyvolgy (stamtąd trzeba było pozbierać część wycieczkowiczów nie lubiących wody).
Po takim skosztowaniu Węgier zaraz w kwietniu wybrałem się tam z rodziną. Od tamtego czasu każdego roku na przełomie marca i kwietnia bywam w Egerze - traktuję to jako prezent urodzinowy od siebie dla siebie.