02-02-2012, 2:09
Dziś startuje 43. odsłona Magyar Filmszemle. Spośród prezentowanych filmów najbardziej chciałbym zobaczyć Isztambul w reżyserii Török Ferenc'a.
Interesująco zapowiada się także "zbiór filmowych nowel "Węgry 2011", którego poszczególne epizody wyreżyserowało 11 reżyserów z różnych pokoleń - m.in. wspomniany Török, Benedek Fliegauf (ur. 1974), autor świetnego "Dealera", a także starzy mistrzowie węgierskiej kinematografii Márta Mészáros i Miklós Jancsó. Tarr - producent filmu - zapowiada, że został on "zrodzony we współpracy wszystkich ludzi, którzy czują się odpowiedzialni za losy węgierskiego filmu, kochają ten kraj i naród" i że "powstał bez żadnego oficjalnego wsparcia".
Tegoroczna edycja przeglądu filmów będzie o tyle nietypowa, że nie będą wręczane żadne nagrody. Więcej w artykule Krzysztofa Vargi:
Interesująco zapowiada się także "zbiór filmowych nowel "Węgry 2011", którego poszczególne epizody wyreżyserowało 11 reżyserów z różnych pokoleń - m.in. wspomniany Török, Benedek Fliegauf (ur. 1974), autor świetnego "Dealera", a także starzy mistrzowie węgierskiej kinematografii Márta Mészáros i Miklós Jancsó. Tarr - producent filmu - zapowiada, że został on "zrodzony we współpracy wszystkich ludzi, którzy czują się odpowiedzialni za losy węgierskiego filmu, kochają ten kraj i naród" i że "powstał bez żadnego oficjalnego wsparcia".
Tegoroczna edycja przeglądu filmów będzie o tyle nietypowa, że nie będą wręczane żadne nagrody. Więcej w artykule Krzysztofa Vargi:
Cytat:Jutro początek Węgierskiego Przeglądu Filmowego w Budapeszcie. Największy festiwal węgierskiego kina tym razem bez nagród, w kontrze do rządzących Węgrami polityków.
Organizatorem festiwalu jest Stowarzyszenie Filmowców Węgierskich, na którego czele od grudnia zeszłego roku stoi Béla Tarr, węgierski reżyser międzynarodowej sławy, autor m.in. hipnotycznego, siedmiogodzinnego "Szatańskiego tanga" i "Harmonii Werckmeistera" (oba filmy według powieści Laszló Krasznahorkaia), a także wchodzącego niebawem na polskie ekrany "Turyńskiego konia" (Srebrny Niedźwiedź na ubiegłorocznym Berlinale). Po nakręceniu tego ostatniego - przygniatającej, symbolicznej wizji końca świata - zapowiedział, że to jego ostatni film. Obecnie poświęcił się działalności w stowarzyszeniu. 8 lutego w nowojorskim Lincoln Center rozpocznie się retrospektywa jego twórczości pt. "Béla Tarr - ostatni modernista". Czy początek jego pracy jako szefa niezależnej węgierskiej kinematografii okaże się tak wielkim sukcesem jak jego filmy?
Tarr został przewodniczącym istniejącego od pół wieku stowarzyszenia w sytuacji, gdy wiadomo było, że na węgierskie kino artystyczne nie będzie w najbliższym czasie żadnych pieniędzy. Po objęciu stanowiska zapowiedział jednak, że będzie "aktywnym, ofensywnym i konstruktywnym przewodniczącym", aby "wzmocnić samorządność i autonomię węgierskiego kina". To deklaracja nie tylko artystyczna, ale i polityczna. Podczas gdy obecny węgierski rząd dąży do centralizacji, także kulturalnej, stowarzyszenie ma działać w kontrze do oficjalnej sztuki państwowej. Powołanie Tarra i jego wypowiedzi są symboliczną deklaracją, że węgierscy filmowcy chcą nadal robić swoją sztukę mimo niesprzyjających okoliczności politycznych i finansowych.
Na festiwalu zobaczymy zaledwie osiem nowych węgierskich produkcji pełnometrażowych. Najbardziej interesująco zapowiada się film "Az ajtó" ("Drzwi") najsłynniejszego węgierskiego reżysera Istvana Szabó. To ekranizacja książki zmarłej w 2007 r. Magdy Szabó (zbieżność nazwisk przypadkowa). W filmie zobaczymy m.in. znaną brytyjską aktorkę Helen Mirren w roli gosposi młodej pisarki - osoby trudnej, ignorującej polecenia chlebodawczyni, nieotwierającej drzwi - które tutaj są symbolicznym murem pomiędzy kobietami. Mirren partneruje Niemka Martina Gedeck znana z filmu "Baader-Meinhof".
Interesująco zapowiada się też film scenarzysty i reżysera Ferenca Töröka (ur. 1971), znanego z pokoleniowych fabuł "Plac Moskwy" i "Sezon" o węgierskiej młodzieży w realiach nowego systemu politycznego i społecznego. Tym razem pokaże "Istambuł" o znanym profesorze, którego żona po wypadku ucieka ze szpitala i wyrusza do tytułowego miasta.
Ciekawe, jaki będzie zbiór filmowych nowel "Węgry 2011", którego poszczególne epizody wyreżyserowało 11 reżyserów z różnych pokoleń - m.in. wspomniany Török, Benedek Fliegauf (ur. 1974), autor świetnego "Dealera", a także starzy mistrzowie węgierskiej kinematografii Márta Mészáros i Miklós Jancsó. Tarr - producent filmu - zapowiada, że został on "zrodzony we współpracy wszystkich ludzi, którzy czują się odpowiedzialni za losy węgierskiego filmu, kochają ten kraj i naród" i że "powstał bez żadnego oficjalnego wsparcia". Sam tytuł intryguje, bo od czasu przejęcia władzy przez Fidesz w kwietniu 2010 r. Węgry stały się zdecydowanie bardziej "interesujące" dla świata. Czy "Węgry 2011" okażą się manifestem politycznym? Artystycznym? Ułożą się w spójny obraz kraju nad Dunajem po wielkiej zmianie?
Na Węgrzech nie istnieje obecnie osobne ministerstwo kultury, lecz Ministerstwo Zasobów Narodowych, które odpowiada za sport, edukację, politykę socjalną, zdrowie i właśnie kulturę. Na jego czele stoi sekretarz stanu (a nie minister) András Jávor, a odpowiedzialnym za kulturę jest pochodzący z Siedmiogrodu poeta Géza Szöcs. "Władze odpowiedzialne za kulturę nie posiadają żadnych funduszy na cele produkcyjne i wydarzenia branżowe i dlatego iluzją byłoby sądzić, że wesprą materialnie organizację Przeglądu Filmów Węgierskich" - mówił Szöcs.
Od stycznia ubiegłego roku na czele węgierskiej oficjalnej kinematografii stoi Andrew G. Vajna, urodzony w Budapeszcie hollywoodzki producent, odpowiedzialny m.in. filmy z cyklu "Rambo" i "Terminator", a także znany z polskich ekranów patetyczny "Wolność, miłość" w reżyserii Krisztiny Gody (2006) o węgierskich waterpolistach walczących z drużyną ZSRR na olimpiadzie w Melbourne i o powstaniu 1956 r. Vajna jest obecnie komisarzem rządowym do spraw filmu, jego zadaniem jest "wzmocnienie filmu węgierskiego, rozwój, państwowe wsparcie oraz koordynacja i tworzenie strategii rządowej". Ta strategia nie przewiduje jednak wsparcia dla Węgierskiego Przeglądu Filmowego.
Będzie to przegląd nietypowy także pod tym względem, że zabraknie tradycyjnego konkursu i nie zostaną wręczone żadne nagrody. Chodzi jedynie o pokazanie najnowszych filmów, o zaprezentowanie tej kinematografii, która akurat nie jest w zasięgu zainteresowania komisarza rządowego Vajny.
Magyar Filmszemle, bo tak brzmi oficjalna nazwa festiwalu, istnieje od 1965 r. Początkowo był organizowany w Peczu, a od 1983 r. w Budapeszcie, tradycyjnie w pierwszym tygodniu lutego, aby zdążyć przed Berlinale. Tegoroczna edycja potrwa do niedzieli.
Masz własną stronę internetową? Pomóż promować Forum Węgierskie!