19-06-2014, 19:18
Wyjazd był o 3:07 i parę minut przed ósmą meldujemy się na kempingu Vegardo. Po drodze było 5 wahadeł na drodze nr 15 - na dwóch trafiła się zielona fala, na dwóch stałem, a na ostatnim pojechałem na czerwonym świetle zaraz, gdy ustał ruch z przeciwnej strony, budząc zapewne zdziwienie Polaka i osłupienie Słowaka, którzy zastosowali się do sygnału. Taki już jestem chuligan.
Dostajemy na namiot numerek 1, bo komfortowy domek jest niestety zarezerwowany na któryś z dalszych dni. Wchodzimy na puste baseny, ale oczywiście czar szybko pryska i baseny sie zapełniają, a na kempingu jest już kilkanaście namiotów i około dziesięciu przyczep, język urzędowy to oczywiście polski. Kościół niestety wieczorem nieczynny, więc rozpalamy grilla turystycznego (kamień, dwie puszki i tacka).
Szef kempingu nas już zna, zaraz na powitanie dał nam okulary do pływania, które syn zgubił we wrześniu.
Dostajemy na namiot numerek 1, bo komfortowy domek jest niestety zarezerwowany na któryś z dalszych dni. Wchodzimy na puste baseny, ale oczywiście czar szybko pryska i baseny sie zapełniają, a na kempingu jest już kilkanaście namiotów i około dziesięciu przyczep, język urzędowy to oczywiście polski. Kościół niestety wieczorem nieczynny, więc rozpalamy grilla turystycznego (kamień, dwie puszki i tacka).
Szef kempingu nas już zna, zaraz na powitanie dał nam okulary do pływania, które syn zgubił we wrześniu.