W piwnicznej izbie
#1
<a href="http://klimaty.wegierskie.com/wp-content/uploads/2012/09/borpince.jpg"><img class="alignleft size-full wp-image-116" title="borpince" src="http://klimaty.wegierskie.com/wp-content/uploads/2012/09/borpince.jpg" alt="" width="400" height="391" /></a>Nie piję alkoholu.
- No, cóż biedny człowiek. Nie wie ile traci - powie ktoś, albo przynajmniej pomyśli .
- Jaki tam biedny, nie są mi potrzebne sztuczne wspomagacze nastroju. Jestem naturalny, cieszę się świadomie i dobrze mi z tym – odpowiem albo przynajmniej pomyślę. Zawsze tak odpowiadałem. Szczerze odpowiadałem. Słowo harcerza.

&nbsp;

Ale coś mnie męczy, że to nie tak, że czegoś zazdroszczę tym którzy piją. Nie wszystkim. Nie zazdroszczę wujkom, szwagrom i pociotkom na polskim weselu w lokalu „Pod brzozami” (mój ulubiony cytat: „Noooo, z nami się nie napijesz!!!”). Nie zazdroszczę sąsiadom podjeżdżającym pod okoliczny sklepik z kontenerkami pustych butelek i wymieniających te puste na pełne z „Lechem”, „Tyskim’, czy modnym ostatnio „Kasztelanem”. Powiem od razu. Dla mnie w Polsce w ogóle może nie być alkoholu.

A na Węgrzech? A na Węgrzech są piwniczki. I to mnie męczy. Męczy z wielu powodów.
- Bo stojące tam beczki dają świadectwo naturalności powstającego tam wina. Bez sztucznych dodatków, które są zapewne dodawane do win stojących na sklepowych półkach, nie mówiąc już o przemysłowej proweniencji każdej butelki piwa.
- Bo te piwniczki same w sobie są prawdziwe, z wykutymi w skale półkami i stołami, z pleśnią na skalnych ścianach.
- Bo do piwniczki przychodzą ludzie, którzy chcą przy winie spędzić miło czas, a nie tylko się znieczulić. No chyba, że są to polscy turyści w Dolinie Pięknej Panny.
- Bo jest coś takiego w węgierskiej kulturze picia w przeciwieństwie do polskiej kultury (a może lepiej "kultury") picia, co nie odstręcza. Bardzo rzadko widziałem Węgrów pijanych, a chyba nigdy nie widziałem Węgra u którego po wypiciu budzi się agresja.

Widząc takie winne piwniczki, najczęściej u podnóża Gór Bukowych, bo w tamtym rejonie zazwyczaj mamy naszą „bazę”, zastanawiam się nad jedną sprawą. Co byłoby z tymi piwniczkami, gdyby znajdowały się one w Polsce. I myślę, że są tylko dwie ewentualności. Albo taka piwniczka byłaby zaopatrzona w dodatkowe kraty, sztaby, super-odporne kłódki, kto wie, być może także alarm i monitoring albo … już by jej nie było, bo ktoś by się włamał wynosząc pełne beczki lub przelewając ich zawartość do kanistrów.
Czy to zbyt pesymistyczna wizja? Nie sądzę, wiedząc co w Polsce pada łupem złodziei nie mam złudzeń, że wolno stojąca, czasem z dala od domów piwniczka wypełniona alkoholem, wcześniej lub później wpada w oko włamywaczom.

I dlatego tak wzdycham do węgierskich piwniczek, nawet wtedy gdy wszyscy inni piją wino, a ja smakuję i wdycham bukiet mojej ulubionej białej … Traubisody. Bo urok węgierskich piwniczek nie odnosi się tylko do zawartości kieliszka.

&nbsp;

&nbsp;
Odpowiedz
#2
To może nie do wiary, ale w polskiej głuszy też zdarzają się miejsca, gdzie domek letniskowy bez krat w oknach wytrzymuje kilka sezonów, a wychodząc z domu w mieście do pracy można przez zapomnienie zostawić nie zamknięte drzwi - i po powrocie wciąż zastać dywany i meble. Raz przed supermarketem w województwie zostawiłem nie zamknięty samochód (oczywiście klucze w stacyjce, wystające grzybki w drzwiach) i po powrocie miałem gumę do żucia przyklejoną pod klamką - coś jak włócznia Dawida wbita obok łba wroga: mogłem ukraść, doceń, że jestem uczciwy! Oczko
Odpowiedz
#3
Dla mnie powody fascynacji Węgrami to w 25-30% wina i mocniejsze alkohole. I również to, jak się je tam pije, ma duże znaczenie. Do ideału pod tym względem daleko, ale nad Polską mają duuuużą przewagę. Przypomina mi się cytat z filmu "Wesele" (o Chorwatach wprawdzie, ale pasuje ogólnie do południowców) - "a jak się napiją, to się bawią, a nie nap*******ją".
Wszystko zależy od tego, z jakim nastawieniem pije się alkohol. Jeżeli ktoś wychyla np. kieliszek Unicum za jednym razem, to jest, moim zdaniem - nie da się tego inaczej nazwać - idiotą (chyba, że bardzo mu nie smakuje, a traktuje to jak lekarstwo).
Sporo kolorytu straciłyby Węgry bez wina. Nie warto się tego pozbawiać. Flaga węgierska Wino
Odpowiedz
#4
Cóż za sympatyczny i miły sercu wątek! Cieszę się, że Klimaty Węgierskie, podobnie jak ja, docenia uroki węgierskich piwniczek i panującą w nich atmosferę. Mam podobne odczucia; może tylko wolę piwniczki w Tokaju niż w Egerze, choć przepadam za czerwonymi winami. Po prostu w Tokaju nie są tak skomasowane na niewielkiej przestrzeni, tylko raczej leżą wzdłuż ulic, czasem są więc bardziej odizolowane jedna od drugiej i bywa w nich zaciszniej. Ale to w sumie nieistotny szczegół. Zwiedzając piwniczki tokajskie, natrafiliśmy z żoną na Klastrom Pincészet, już na samym końcu Hegyalja utca, a więc prawie na peryferiach samego miasteczka. Właściciel, po oprowadzeniu nas i powitalnym poczęstunku "na koszt firmy", podał nam zamówioną butelkę Tokaji sárgamuskotály i próbował nawiązać rozmowę na temat tego oraz innych miejscowych win, ale bariera językowa była zbyt szczelna i oprócz entuzjastycznych pochwał niewiele od nas usłyszał (nie mówił po angielsku, a ja - po niemiecku). Był tym trochę rozczarowany, ale zawód powetowała mu przybyła po chwili rodzina węgierska. Mogliśmy zatem dyskretnie przyglądać się, popijając swoje wino, jak gospodarz rozprawia z gośćmi na temat kolejnych win, objaśnia, unosi pod światło, chwaląc kolor i klarowność trunku, udaje się co chwila w głąb piwnicy po kolejne smakołyki. Nowo przybyli próbowali po kieliszku tego i owego, zagryzając przyniesionym ze sobą serem. W ich zachowaniu był luz, radość życia, fascynacja winem jako wręcz filozofią (polecam książkę Hamvasa Filozofia wina - A bor filozófiája). Szkoda, że nie władam na razie węgierskim na tyle dobrze, by w takich dyskusjach uczestniczyć.
Oto kilka zdjęć:

[Obrazek: mjvead.jpg]

[Obrazek: 2s9ac10.jpg]

I na koniec pytanie do miłośników piwniczek i win: czy uczestniczycie w programikach borkóstoló w piwniczkach i co sądzicie o nich?
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 4 gości