Forum Węgierskie

Pełna wersja: Góry Bukowe i okolice (z archiwum)
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Pozwolę sobie wrzucić stare relacje z dwóch wypraw do tej bardziej górzystej części Węgier (wiele osób dziwi się, że Madziarzy mają w ogóle góry Szeroki uśmiech) - czyli Gór Bukowych i szeroko pojętej okolicy.

Pierwsza wyprawa miała miejsce w weekend bożocielny 2012...

Długi weekend czerwcowy to u mnie tradycyjnie czas na jakieś zagraniczne góry - tym razem od jakiegoś już czasu chodził mi kraj, który niegdyś był górską potęgą, a obecnie uchodzi za płaski i nizinny. A co za tym idzie - od górskiej strony nie znany Uśmiech Węgry, bo o nich oczywiście mowa, mają wbrew pozorom kilka całkiem ciekawych pasm górskich - niewysokich, ale zdarzają się przewyższenia dające ostro w kość.

W drodze do naszego celu przejeżdzamy przez sporą część Słowacji, więc nie wypada się zatrzymać i nie zobaczyć tego i owego, zwłaszcza, że pogoda jest aż za piękna.

Na pierwszy ogień idzie więc Nitra, zwana słowackim Rzymem, bo to miejscowa kolebka chrześcijaństwa, a o i otoczona jest wzgórzami. To w sumie największe słowackie miasto, w którym nie byłem.

[Obrazek: DSCF5845.JPG]

Za rogatkami Nitry rozpoczynają się tereny w dużej mierze zamieszkane przez Węgrów - to obszary rzadko odwiedzane przez turystów, nieco zapomniane, z dużym bezrobociem. Miejscowym władzom chyba też nie zależy, aby pojawiło się tutaj więcej osób w charakterze zwiedzających - wygląda to jak na polskiej prowincji, czyli niemal kompletny brak oznaczeń do interesujących miejsc, opisów i tym podobnych. I trzeba zauważyć, że minął już czas, kiedy kierowca jadący z Polski z zazdrością patrzy na słowackie drogi - te degradują się szybkim tempem, a ruch na niektórych jest niesamowity. Boczne, powiatowe, paradoksalnie, mają często lepszą nawierzchnię i jest zdecydowanie spokojniej...

Po drodze zahaczamy jeszcze o zamek Levice, otoczony blokowiskami
[Obrazek: levice.JPG]

potem przez senne więgierskojęzyczne wioski mkniemy ku granicy, obserwując położone za Ipolą pasma górskie - Matrę i Börzsöny, należące już do Węgier właściwych

[Obrazek: DSCF6015.JPG]

na Węgrzech przyjemnie zaskakują serpentyny, najczęściej nie oznaczone odpowiednimi znakami Oczko wieczorem dojeżdzamy do miejscowości Szilvásvárad, rozłożonej u stóp Gór Bukowych (Bükk) i parku narodowego je tworzącego - słynie zwłaszcza z licznych jaskiń i wapiennych skał. Na kempingu obsługa w recepcji doskonale zna węgierski, na szczęście pani z kuchni operuje Deutsch, więc dostajemy to co chcemy i na dodatek liczą nas wszystkich jak studentów - nie zyskał tylko Młody, bo on studentem faktycznie jest Szeroki uśmiech

Piątek to dzień typowo górski Uśmiech Zaczynamy od przejażdżki kolejką wąskotorową doliną Szalajki, słynającej m.in. z ciekawych wodospadów i jezior pełnych ryb.
[Obrazek: DSCF6145.JPG]

ponieważ jednak nastawiamy się tylko na szlaki, to odpuszczamy atrakcję samej doliny i wąskotorówka podwozi nas na jej koniec/początek wraz z tłumem stonkowo-wycieczkowym. Jest dzień roboczy, pierwszy kurs - to ile osób tutaj będzie w weekend?

Próbujemy tłumy zgubić, co na krótko udaje nam się wraz z początkiem szlaku, który od razu ostro biegnie w górę. Ludzi spotykamy znowu przy szerokiej jaskini Istállós-kői-barlang, służącej za dom już w czasach prehistorycznych
[Obrazek: DSCF6242.JPG]

potem zostajemy sami, bo 99% turystów kończy swój pobyt w górach na jaskini - tymczasem szlak na złamanie karku opada w dół, a potem równie ostro zaczyna piąć się do góry. Upał, pot leje się z ciała, sapiemy jak małe lokomotywy (parowe)... odległość nie jest zbyt duża, ale przez niecałe 2,5 kilometra mamy ponad 450 metrów podejścia, więc idziemy wolno...

wreszcie wczłapujemy na najwyższy szczyt Gór Bukowych - Istállós-kő (długi czas podchodziliśmy pod skałę, w której znajduje się jaskinia). Szczyt nie jest widokowy - las, mała polanka i... krzyż. Na szczęście obrońcy, choć liczni, są wolni i mają na plecach skorupki :-D

Robimy przerwę na uzupełnienie płynów i przesuszenie koszulek, po czym ruszamy w dalszą drogę. Po tym, jak pokonaliśmy zewnętrzne granice pasma, w środku czeka nas znacznie łagodniejszy płaskowyż, idealny do spokojnego chodzenia oraz jazdy na rowerze.


CDN...
Szlaki prowadzą głównie lasami (dzięki czemu mamy ochronę przed upałem), są szerokie, choć czasem kiepsko oznaczone...
[Obrazek: DSCF6289.JPG]

do tego pustki - spotykamy ledwie kilka osób, w tym grupę zmęczonych nastolatków ze śpiworami. Początkowo mieliśmy w planach znacznie dłuższą trasę, ale warunki terenowe zweryfikowały nasze zamiary, więc robimy krótszą pętlę, która i tak zajmie nam cały dzień.

Od czasu do czasu szlak wychodzi z lasu, odsłaniając panoramę na większą część Gór Bukowych.
[Obrazek: DSCF6352.JPG]

jak okiem sięgnąć tylko zieleń, zieleń i zieleń, z rzadka przerywana skałami. Praktycznie zero cywilizacji.

Kolejne kilometry przez lasy, potem wychodzimy na polanki w centrum płaskowyżu. Obserwujemy inną charakterystyczną rzeźbę terenu Bükk, a mianowicie mniejsze lub większe dziury, jak po bombardowaniach. Część z nich może tworzyć zasypane obecnie wejścia do jaskiń.

Mniej przyjemnych epizodem jest asfaltowa ścieżka dla rowerzystów, na którą się później natykamy, która to następnie ponownie zmienia się w normalny szlak. Postanawiamy zdobyć ruiny zamku Gerrenavar - okazują się kupą kamieni, za to obok jest kolejny niespodziewany punkt widokowy.

[Obrazek: DSCF6446.JPG]

"Jak w Nowej Zelandii" - skomentował Kaper. Nie byłem, więc pozostało mi tylko pokiwać głową, otworzyć napój turysty z pianką i zapozować Uśmiech

[Obrazek: DSCF6474.JPG]

Po zejściu z kupy kamieni, znaczy ruin, trafiamy na kolejny punkt widokowy, odgrodzony barierką. Chyba słusznie, że ją wstawili, bo śmierdzi tam padliną, a obok stoją znicze - licho nie śpi nawet na Węgrzech!

Przedostatni odcinek drogi to sprint asfaltem w kierunku Wieży Milenijnej, gdzie facet bierze nas za Słowaków, a w ogóle to nie widać z niej Tatr! Jak nam żal... !
[Obrazek: DSCF6500.JPG]

trochę się chmurzy, więc widoki nie są rewelacyjne, ale za to widać nasz kemping i nawet nasz domek - drzwi od sąsiadów są otwarte, pewno odpoczywają po nocy, w której chyba niezbyt się wyspali :-D

Ostatnie kilometry to zygzakowata ścieżka i szlak w jednym - mijamy na krótkim odcinku aż trzy wiaty (w ciągu całego dnia bodajże pięć), w różnym stanie, ale w razie sytuacji awaryjnej któraś z nich powinna się nadawać do użytku.

[Obrazek: DSCF6526.JPG]
Ogólnie to Góry Bukowe są nieźle zagospodarowane turystycznie - schronisk (chyba) nie ma, za to wiaty, ławeczki czy inne punkty do postojów są liczne i z reguły nie zasyfione (choć na najwyższym szczycie w ognisku leżało pełno puszek...).

W Szilvásvárad jesteśmy grubo po 18 - meczu otwarcia nie obejrzymy, ale Karolek zdaje nam smsowo relację Szeroki uśmiech