Hej, jestem młodym pełnym żądzy przygód chłopakiem, który w tym roku zaplanował szalony wypad na Węgry. Wraz z dziewczyną i znajomymi zaczęliśmy intensywnie o tym myśleć. Cel był jeden - odwiedzić Węgry jak najtańszym kosztem. Po ustaleniu ogólnych kosztów, celów wycieczki i listy rzeczy niezbędnych zaczęliśmy przygotowania. Każda osoba wymieniła 200zł na forinty, wyszło około 14.000 forintów na osobę. W Polsce wydaliśmy razem około 70zł na zakupy (jedzenie, konserwy, pasztety, płatki, papiery toaletowe, chusteczki itd). Biorąc dodatkowo zapasy z domów, zostaliśmy zapakowani po dach auta i wyruszyliśmy w drogę.
Pierwszy nocleg mieliśmy pod Krakowem, rozbiliśmy się na małej wiosce w sąsiedztwie sołtysa Po porannych przygotowaniach wystartowaliśmy na Węgry. Trochę zajęło nam przebicie się przez Słowację ale późnym popołudniem mieliśmy już około 60km do Budapesztu. Zjechaliśmy z trasy na nocleg, zauważyliśmy namiot i dwoje ludzi, po krótkiej rozmowie po angielsku okazało się, że są to Polacy Przespaliśmy się tam, niedaleko cmentarza i siedliska dzików Ale ogólnie było naprawdę dobrze. Na parę mieliśmy namiot, dwa śpiwory, koc i karimatę. Do tego wystarczał jeden zestaw ciepłych ciuchów, które zresztą i tak założyliśmy raz, później było bardzo gorąco, nawet w nocy.
Kolejnego dnia wyruszyliśmy w stronę Budapesztu, było narodowe święto więc parkingi darmowe, auto w centrum zostawione i cały dzień zwiedzanie, mosty, góra Gerelta, Pałac Królewski, centrum miasta, jedynie odpuściliśmy trochę parlament, to zostawiliśmy na powrót. Wieczorem wyruszyliśmy dalej na południe, dotarliśmy do jeziora Velence. Tam trochę pospacerowaliśmy i około 21 udało nam się zlokalizować bezpieczne miejsce do rozbicia namiotu, przy jeziorze, kilka miejscowych osób również rozkładała się tam na dziko więc było okej.
Następnego dnia, po spędzeniu całego popołudnia na plaży wyruszyliśmy do naszego głównego punktu - Balaton. Dojechaliśmy dość szybko i ku naszemu zdziwieniu znaleźliśmy niedaleko za Siofokiem piękną mieścinkę z fantastycznym miejscem na nocleg. Pomiędzy domkami nad brzegiem była mała polanka. Żeby nie robić za jakichś emigrantów, pochodziliśmy po pobliskich domach pytając czy nie będzie to problem jeśli się tam rozstawimy. Dostawaliśmy tylko odpowiedzi typu "have a fun" "enjoy yourself" i tym podobne Później, sami do nas przychodzi, pytali skąd jesteśmy, szybko zawiązaliśmy dobre relacje i poznaliśmy fantastycznych ludzi w różnym wieku.
Łącznie, nad Balatonem zadokowaliśmy się 4 dnia naszej wycieczki. Do tej pory wydawaliśmy tylko pieniądze na paliwo, pieczywo, mleko. Była nas czwórka więc koszty były naprawdę śmieszne. Gaz nieco droższy ale jakby wydawał się lepszy jakościowo bo robiliśmy więcej kilometrów. Ceny gazu sięgały około 240forintów za litr i jeśli chodzi o stacje LPG naprawdę nie ma żadnego problemu.
Nad Balatonem spędziliśmy 5 dni, kompletne leniuchowanie, w pobliżu mieliśmy dużego SPARa gdzie kupywaliśmy niezbędne rzeczy. Np. najtańsze węgierskie piwo to koszt około 140 forintów. Nestea 250forintów ale to są rzeczy z promocji. Ogólnie wszystko jest nieco droższe niż u nas.
9 dnia, po odpoczynku na plaży wyjechaliśmy w celu zwiedzenia Budapesztu w nocy. Widok kapitalny i niezapomniany. Byliśmy po 21 więc w centrum bez żadnych biletów mogliśmy wjeżdżać i parkować. O 12 wyjechaliśmy, około 4 byliśmy już za Bystrycą i przenocowaliśmy się na stacji benzynowej. Następnego dnia spokojnie wróciliśmy do domów
Przejechaliśmy około 1600km, ciężko stwierdzić ile wydaliśmy na paliwo ale faktem jest, że każdemu te 14000 foritnów starczyło. Przywiozłem sobie scyzoryk z Balatonu za 800 forintów, pocztówki 120 forintów sztuka, żałuję, że nie kupiłem fajnych kubeczków, też po 800 forintów. W Budapeszcie takie same kosztowały 3000 więc radzę odpuszczać kupowanie pamiątek w centrum.. Nawet kupiłem Tokaja za 400 forintów i muszę przyznać, że całkiem niezły Chciałem wziąć coś lepszego i więcej jednak po 22 może być problem z kupieniem, są zakazy sprzedawania alkoholu do 6 rano. Wróciłem do Polski z 2000 forintów w kieszeni i przyznam szczerze, że jeszcze na upartego mógłbym oszczędzić więcej. Co do cen to jeszcze mogę powiedzieć, że byłem na Langosie, ciasto, sos i ser żółty za 650 forintów. Zjedliśmy z dziewczyną i było całkiem syto
Ogólnie na wyjeździe mieliśmy mnóstwo przygód, ciężko to wszystko spisać ale śmiało mogę stwierdzić, że jeżeli ktoś odważy się na takie coś, będzie zadowolony. Nie trzeba wiele pieniędzy, żeby zobaczyć taki piękny kraj, spędzić tam tyle dni i to wcale nie w ubogich warunkach. Jako, że Węgry słyną ze źródeł, jest wiele hydrantów z czystą wodą, przemyć się nie ma problemu. Ludzie sami oferują się z pomocą, pozdrawiają widząc polskie rejestracje. Problem jest tylko z komunikacją, angielskie niewiele osób tam zna, najczęściej starsi bardziej zamożni ludzie, bądź młodzi, studiujący, głównie niemiecki. No ale przecież Polak i Węgier dwa bratanki, więc po polsko-węgiersko-angielsko-niemiecko-gestykulacyjnej rozmowie zawsze się dogadaliśmy. Co do trudów to naprawdę nie było ciężko. Jedynie te pierwsze dni, gdzie codziennie zwiedzaliśmy i jechaliśmy samochodem dawały się we znaki. Były z nami dwie kobiety, które dzielnie dawały radę i już szykują się na następny wypad, a gdzie... czas pokaże
Jeśli ktoś ma jakieś dokładniejsze pytania, śmiało, póki jestem świeżo po wyjeździe postaram się pomóc. Postaram się w wolnej chwili kilka zdjęć zamieścić na dowód naszej eskapady, pozdrawiam
Pierwszy nocleg mieliśmy pod Krakowem, rozbiliśmy się na małej wiosce w sąsiedztwie sołtysa Po porannych przygotowaniach wystartowaliśmy na Węgry. Trochę zajęło nam przebicie się przez Słowację ale późnym popołudniem mieliśmy już około 60km do Budapesztu. Zjechaliśmy z trasy na nocleg, zauważyliśmy namiot i dwoje ludzi, po krótkiej rozmowie po angielsku okazało się, że są to Polacy Przespaliśmy się tam, niedaleko cmentarza i siedliska dzików Ale ogólnie było naprawdę dobrze. Na parę mieliśmy namiot, dwa śpiwory, koc i karimatę. Do tego wystarczał jeden zestaw ciepłych ciuchów, które zresztą i tak założyliśmy raz, później było bardzo gorąco, nawet w nocy.
Kolejnego dnia wyruszyliśmy w stronę Budapesztu, było narodowe święto więc parkingi darmowe, auto w centrum zostawione i cały dzień zwiedzanie, mosty, góra Gerelta, Pałac Królewski, centrum miasta, jedynie odpuściliśmy trochę parlament, to zostawiliśmy na powrót. Wieczorem wyruszyliśmy dalej na południe, dotarliśmy do jeziora Velence. Tam trochę pospacerowaliśmy i około 21 udało nam się zlokalizować bezpieczne miejsce do rozbicia namiotu, przy jeziorze, kilka miejscowych osób również rozkładała się tam na dziko więc było okej.
Następnego dnia, po spędzeniu całego popołudnia na plaży wyruszyliśmy do naszego głównego punktu - Balaton. Dojechaliśmy dość szybko i ku naszemu zdziwieniu znaleźliśmy niedaleko za Siofokiem piękną mieścinkę z fantastycznym miejscem na nocleg. Pomiędzy domkami nad brzegiem była mała polanka. Żeby nie robić za jakichś emigrantów, pochodziliśmy po pobliskich domach pytając czy nie będzie to problem jeśli się tam rozstawimy. Dostawaliśmy tylko odpowiedzi typu "have a fun" "enjoy yourself" i tym podobne Później, sami do nas przychodzi, pytali skąd jesteśmy, szybko zawiązaliśmy dobre relacje i poznaliśmy fantastycznych ludzi w różnym wieku.
Łącznie, nad Balatonem zadokowaliśmy się 4 dnia naszej wycieczki. Do tej pory wydawaliśmy tylko pieniądze na paliwo, pieczywo, mleko. Była nas czwórka więc koszty były naprawdę śmieszne. Gaz nieco droższy ale jakby wydawał się lepszy jakościowo bo robiliśmy więcej kilometrów. Ceny gazu sięgały około 240forintów za litr i jeśli chodzi o stacje LPG naprawdę nie ma żadnego problemu.
Nad Balatonem spędziliśmy 5 dni, kompletne leniuchowanie, w pobliżu mieliśmy dużego SPARa gdzie kupywaliśmy niezbędne rzeczy. Np. najtańsze węgierskie piwo to koszt około 140 forintów. Nestea 250forintów ale to są rzeczy z promocji. Ogólnie wszystko jest nieco droższe niż u nas.
9 dnia, po odpoczynku na plaży wyjechaliśmy w celu zwiedzenia Budapesztu w nocy. Widok kapitalny i niezapomniany. Byliśmy po 21 więc w centrum bez żadnych biletów mogliśmy wjeżdżać i parkować. O 12 wyjechaliśmy, około 4 byliśmy już za Bystrycą i przenocowaliśmy się na stacji benzynowej. Następnego dnia spokojnie wróciliśmy do domów
Przejechaliśmy około 1600km, ciężko stwierdzić ile wydaliśmy na paliwo ale faktem jest, że każdemu te 14000 foritnów starczyło. Przywiozłem sobie scyzoryk z Balatonu za 800 forintów, pocztówki 120 forintów sztuka, żałuję, że nie kupiłem fajnych kubeczków, też po 800 forintów. W Budapeszcie takie same kosztowały 3000 więc radzę odpuszczać kupowanie pamiątek w centrum.. Nawet kupiłem Tokaja za 400 forintów i muszę przyznać, że całkiem niezły Chciałem wziąć coś lepszego i więcej jednak po 22 może być problem z kupieniem, są zakazy sprzedawania alkoholu do 6 rano. Wróciłem do Polski z 2000 forintów w kieszeni i przyznam szczerze, że jeszcze na upartego mógłbym oszczędzić więcej. Co do cen to jeszcze mogę powiedzieć, że byłem na Langosie, ciasto, sos i ser żółty za 650 forintów. Zjedliśmy z dziewczyną i było całkiem syto
Ogólnie na wyjeździe mieliśmy mnóstwo przygód, ciężko to wszystko spisać ale śmiało mogę stwierdzić, że jeżeli ktoś odważy się na takie coś, będzie zadowolony. Nie trzeba wiele pieniędzy, żeby zobaczyć taki piękny kraj, spędzić tam tyle dni i to wcale nie w ubogich warunkach. Jako, że Węgry słyną ze źródeł, jest wiele hydrantów z czystą wodą, przemyć się nie ma problemu. Ludzie sami oferują się z pomocą, pozdrawiają widząc polskie rejestracje. Problem jest tylko z komunikacją, angielskie niewiele osób tam zna, najczęściej starsi bardziej zamożni ludzie, bądź młodzi, studiujący, głównie niemiecki. No ale przecież Polak i Węgier dwa bratanki, więc po polsko-węgiersko-angielsko-niemiecko-gestykulacyjnej rozmowie zawsze się dogadaliśmy. Co do trudów to naprawdę nie było ciężko. Jedynie te pierwsze dni, gdzie codziennie zwiedzaliśmy i jechaliśmy samochodem dawały się we znaki. Były z nami dwie kobiety, które dzielnie dawały radę i już szykują się na następny wypad, a gdzie... czas pokaże
Jeśli ktoś ma jakieś dokładniejsze pytania, śmiało, póki jestem świeżo po wyjeździe postaram się pomóc. Postaram się w wolnej chwili kilka zdjęć zamieścić na dowód naszej eskapady, pozdrawiam