Przed południem wylądowaliśmy w Pafos na Cyprze. Pięciodniowy urlop od codzienności. Gorąco tutaj, każdy ruch opłacony kroplą potu. Wsiadamy do autobusu i pierwszy kontakt z helleńską kulturą jest mało zachęcający: kierowca nie kojarzy adresu na głównej promenadzie nadmorskiej, którą przemierza co godzinę. Omija wszystkie przystanki na żądanie i mimo pomocy polskich towarzyszy podróży ostatecznie wysiadamy na pętli. Mamy zarezerwowany chiński h0stel, od którego dzieli nas może pół kilometra albo mniej. Pytamy robotników remontujących ulicę - jeden każe iść w lewo, drugi w prawo. W informacji turystycznej wszystkie mapki akurat wyszły. Pokonujemy z bagażami pewnie cztery razy tyle, ile wyniosłaby najkrótsza droga, w końcu sympatyczna Chinka znajduje moje imię (!) w książce meldunkowej. Oczekując na zameldowanie zjadamy lody w pobliskiej kawiarni. Nasz pokój wygląda jak mandaryński lombard, ale łazienka trzyma standardy, to samo minikuchnia. Klima pracuje, niestety internet nie działa, zgłaszamy to, ale do wieczora nikt nie potrafi naprawić. Jedynie wielkie lustro nad podwójnym łożem jest jakby z innej bajki. Posąg Buddy z powodu naszej ksenofobii od razu wylądował w szafie.
Wychodzimy na pobliską plażę, na której piasku jest mało, a dużo głazów i trochę glonów. Miejskie plaże są tu bardzo porządnie utrzymane. Są sanitariaty, prysznice albo przynajmniej wąż z letnią wodą, są kosze na śmieci. To na plus w porównaniu z Ibizą. H0tele przylegające do plaży mają swoje bary, leżaki i parasolki, ale bez przeszkód można pośród nich spacerować w kierunku areałów ogólnie dostępnych.
Kupujemy w markecie podstawową spożywkę i robimy sobie w pokoju kolację z miejscowym winem Cabernet, druga półka od dołu (to moja ogólna zasada: szukam produktu najtańszego, a potem wybieram o jeden stopień lepszy, ten zwykle spełnia moje oczekiwania, a jeśli nie, to przynajmniej powiększa zasób doświadczenia). Planujemy obiadokolację w restauracji, ale dziś jesteśmy już trochę zmęczeni. Kątem oka oglądam wiadomości sportowe - pokazują Lewandowskiego i nawet dość poprawnie wymawiają nazwisko.
Rosjan spotykamy prawie tak często, jak Polaków. Większość napisów jest tu także po rosyjsku, nie tylko karty dań, ale i oferty leasingu samochodów. Znaczy to, że Cypr, podobnie jak Malta, licznie gości rezydentów wschodniej mafii. Postaramy się nie wchodzić im w drogę. (cdn.)
Wychodzimy na pobliską plażę, na której piasku jest mało, a dużo głazów i trochę glonów. Miejskie plaże są tu bardzo porządnie utrzymane. Są sanitariaty, prysznice albo przynajmniej wąż z letnią wodą, są kosze na śmieci. To na plus w porównaniu z Ibizą. H0tele przylegające do plaży mają swoje bary, leżaki i parasolki, ale bez przeszkód można pośród nich spacerować w kierunku areałów ogólnie dostępnych.
Kupujemy w markecie podstawową spożywkę i robimy sobie w pokoju kolację z miejscowym winem Cabernet, druga półka od dołu (to moja ogólna zasada: szukam produktu najtańszego, a potem wybieram o jeden stopień lepszy, ten zwykle spełnia moje oczekiwania, a jeśli nie, to przynajmniej powiększa zasób doświadczenia). Planujemy obiadokolację w restauracji, ale dziś jesteśmy już trochę zmęczeni. Kątem oka oglądam wiadomości sportowe - pokazują Lewandowskiego i nawet dość poprawnie wymawiają nazwisko.
Rosjan spotykamy prawie tak często, jak Polaków. Większość napisów jest tu także po rosyjsku, nie tylko karty dań, ale i oferty leasingu samochodów. Znaczy to, że Cypr, podobnie jak Malta, licznie gości rezydentów wschodniej mafii. Postaramy się nie wchodzić im w drogę. (cdn.)