30-12-2013, 22:37
Ja będę bronił Pana Janka, bo go lubię, choć może jego żarty nie zawsze są finezyjne, jak u innych artystów jego pokolenia. Ale nie ma on z pewnością szczęścia w relacjach z władzami. Komuna przedrzeźniała go za "Żeby Polska była Polską". Widziałem go raz na żywo, już w latach '90. Parę lat temu znalazłem jego stronkę, wysłałem jakieś życzenia, odpisał (on, a może jego sekretarka albo bot?). Pan Janek już chyba od kilkunastu lat mógłby korzystać z dobrodziejstw emerytury, ale pewnie ciągnie wilka do lasu. Tak już jest, że kto się opatrzy w stolicy, ten robi tournee po prowincji, a potem występuje dla Polonii (w tym miejscu przypomniał mi się Jan Pietrzak wpuszczający Pawlaka i Kargula na antenę polonijnego radia ). Pan Janek to "produkt", który marketoidzi nazywają niezbyt ładnie, ale produkt tak określany przy minimalnych nakładach na promocję daje duże i stabilne zyski dzięki wcześniej zdobytej renomie. A Polonii węgierskiej czy innej też bym pochopnie nie oceniał, bo nie ma chyba kraju, w którym nazwisko Żołnierczyk czy Łęgowski byłoby kluczem do kariery.
Z "pokolenia Pana Janka" widziałem na żywo Jacka Fedorowicza w pamiętne lato 1980, a później Marcina Wolskiego i Elitę. Potem lubiłem słuchać Fedorowicza w radiu i oglądać w TV. Wszyscy chyba pamiętamy jego występ: "Zróbmy na złość Tuskowi, zagłosujmy na Komorowskiego, żeby premier nie mógł mówić, że prezydent torpeduje jego plany...". To był chyba ostatni publiczny występ Fedorowicza. Ironia losu, że Marcin Wolski, który ma dokładnie przeciwne sympatie polityczne, niż Fedorowicz, także od smoleńskiej katastrofy nie występuje w "mainstreamie". Od tamtego czasu, czy to północ, czy dziesiąta rano - jeśli przelecieć kanały TV, to przynajmniej na dwóch znajdą się ci dwaj blondyni - jeden łysiejący z haczykowatym nosem, a drugi - wyżelowany, kończą występ zawsze słowami "haratnijmy w gałę" , ubaw po pachy na okrągło. Oni dwaj muszą ciągnąć ze 20% z abonamentu, bez nich musieliby chyba nadawać przez pół dnia obraz kontrolny.
Z "pokolenia Pana Janka" widziałem na żywo Jacka Fedorowicza w pamiętne lato 1980, a później Marcina Wolskiego i Elitę. Potem lubiłem słuchać Fedorowicza w radiu i oglądać w TV. Wszyscy chyba pamiętamy jego występ: "Zróbmy na złość Tuskowi, zagłosujmy na Komorowskiego, żeby premier nie mógł mówić, że prezydent torpeduje jego plany...". To był chyba ostatni publiczny występ Fedorowicza. Ironia losu, że Marcin Wolski, który ma dokładnie przeciwne sympatie polityczne, niż Fedorowicz, także od smoleńskiej katastrofy nie występuje w "mainstreamie". Od tamtego czasu, czy to północ, czy dziesiąta rano - jeśli przelecieć kanały TV, to przynajmniej na dwóch znajdą się ci dwaj blondyni - jeden łysiejący z haczykowatym nosem, a drugi - wyżelowany, kończą występ zawsze słowami "haratnijmy w gałę" , ubaw po pachy na okrągło. Oni dwaj muszą ciągnąć ze 20% z abonamentu, bez nich musieliby chyba nadawać przez pół dnia obraz kontrolny.