11-02-2014, 13:13
Mój pierwszy raz na Węgrzech...1973...jeszcze nikt nie handlował, nie było bazarów, to zupełnie inne czasy - nie potrafiłem wydać kieszonkowego
... dzbanek czerwonego
(ok. 1,75 l) w "Óbester Borozó" w Debreczynie kosztował 4 forint i 50 halerzy, a za litr foliowanego mleka równo 5 forintów płaciłem. Wejście do metra za wrzutkę 1 Ft - spryciarze wiedzieli gdzie jest soczewka od fotokomórki, zasłaniając ją po wrzuceniu 1 Ft klapa nie opadała i cała grupa mogła wchodzić. Kontrolerzy (w mundurach) nosili czerwone opaski na rękawie i po tym można było ich poznać. Pierwsze wizyty w winiarni... nostalgia. Degustacja gratis do oporu z każdej beczki, a potem jeszcze raz z tych beczek, które najbardziej do gustu przypadły. Potem coś na przekąskę, zwykle przy winiarniach trzymano wędzone wyroby: kolbász, sonka, szájmóka, svartli, húsos-hurka, gömböc. Za cały 5- litrowy demiżon (demizson) wina zapłaciłem węgierskim banknotem zielonym...
Dodam, że bilet (studencki) na pociąg z Warszawy do Debrecyna i powrót kosztował ok. 180 ówczesnych złotych.


Dodam, że bilet (studencki) na pociąg z Warszawy do Debrecyna i powrót kosztował ok. 180 ówczesnych złotych.