14-04-2014, 9:06
Kolejny spór na linii Węgry – Unia Europejska. O domową palinkę.
Wyrok europejskiego trybunału potwierdził niezgodność z wspólnotowymi regulacjami kolejnej reformy wprowadzonej przez Fidesz w 2010 roku. Wprowadzone wtedy zmiany pozwoliły Węgrom na wytwarzanie tradycyjnych destylatów w warunkach domowych. W sklepach ogrodniczych oprócz tradycyjnego już sprzętu do wyrobu wina, pojawiły się wtedy zestawy do destylacji, które najczęściej eksponowano w witrynach. Pamiętam wielokrotnie ten błysk w oku i niekłamaną zazdrość na twarzach Polaków mijających takie wystawy podczas wycieczek do Budapesztu. Po takim argumencie nikt już nie był w stanie ich przekonać, że rządy Orbána zmierzają w złym kierunku.
Jak widać argument ten jest równie ważny dla samych Węgrów i po wyroku węgierskie Ministerstwo Gospodarki zapowiedziało, że nie odda pola bez walki. Uderzono wręcz w patetyczny ton, mówiąc że domowa palinka to część dziedzictwa kulturowego kraju i że misją rządu jest utrzymanie tej tradycji przy życiu, tak by przyszłe pokolenia nie znały jej tylko z suchych opisów z książek historycznych. Wnioskując o zwolnienie z podatku akcyzowego, Węgrzy nie domagają się przecież więcej ponad to do czego uprawniony jest szereg państw członkowskich jak Austria, Niemcy, Słowenia czy Portugalia. Index.hu wskazuje jednak na nieadekwatność takiego porównania. Nie zapominajmy, że jednym z warunków, jakie postawili Austriacy przystępując do Unii, było utrzymanie prawa nadanego im jeszcze przez Marię Teresę. Na Węgrzech natomiast od połowy XIX w obowiązywał podatek od produkcji palinki, a w momencie akcesji Węgrom udało się wynegocjować jedynie pewną bonifikatę: podobnie jak na Słowacji destylarnie uzyskały 50% zwolnienie z akcyzy, które ma obowiązywać do 2015 roku.
Procesu domowej produkcji palinki nie uda się tak łatwo zatrzymać. W ostatnich latach zakupiono bowiem ogromne ilości sprzętu do destylacji. Z drugiej jednak strony dane statystyczne wskazują na ogromne straty w podatku jakie ponosi państwo węgierskie na skutek nie uiszczania podatku akcyzowego od domowej palinki. Portal agrarszektor.hu alarmuje, że na czarny rynek może trafić rekordowa ilość palinki z zeszłorocznej produkcji. Wg. ich ustaleń niewykluczone jest, że nawet 80-90% domowej produkcji trafia na czarny rynek, podczas gdy firmy produkujące alkohol i płacące podatki utraciły już połowę z dotychczasowego udziału w rynku.
Obecnie każdy pełnoletni obywatel ma prawo do sporządzania rocznie na użytek prywatny 50 litrów destylatu zwolnionego od podatku. W świetle prawa produkcja odbywająca się w destylarniach również uznawana jest za prywatną. Limit 50l odnosi się natomiast do 86% destylatu, podczas gdy 46% można produkować nawet do 100l. Różnica między destylatem owocowym a palinką jest taka, że produkcję tej ostatniej regulują bardziej rygorystyczne przepisy.
W ostateczności władzom węgierskim pozostaje możliwość załatwienia tego tak, jak według legendy sprawę łąckiej śliwowicy załatwił peerelowski premier Józef Cyrankiewicz. Będąc miłośnikiem tego trunku, miał on ponoć wydać polecenie milicji by ta zaprzestała ścigania bimbrownictwa w okolicach Łącka.
Wyrok europejskiego trybunału potwierdził niezgodność z wspólnotowymi regulacjami kolejnej reformy wprowadzonej przez Fidesz w 2010 roku. Wprowadzone wtedy zmiany pozwoliły Węgrom na wytwarzanie tradycyjnych destylatów w warunkach domowych. W sklepach ogrodniczych oprócz tradycyjnego już sprzętu do wyrobu wina, pojawiły się wtedy zestawy do destylacji, które najczęściej eksponowano w witrynach. Pamiętam wielokrotnie ten błysk w oku i niekłamaną zazdrość na twarzach Polaków mijających takie wystawy podczas wycieczek do Budapesztu. Po takim argumencie nikt już nie był w stanie ich przekonać, że rządy Orbána zmierzają w złym kierunku.
Jak widać argument ten jest równie ważny dla samych Węgrów i po wyroku węgierskie Ministerstwo Gospodarki zapowiedziało, że nie odda pola bez walki. Uderzono wręcz w patetyczny ton, mówiąc że domowa palinka to część dziedzictwa kulturowego kraju i że misją rządu jest utrzymanie tej tradycji przy życiu, tak by przyszłe pokolenia nie znały jej tylko z suchych opisów z książek historycznych. Wnioskując o zwolnienie z podatku akcyzowego, Węgrzy nie domagają się przecież więcej ponad to do czego uprawniony jest szereg państw członkowskich jak Austria, Niemcy, Słowenia czy Portugalia. Index.hu wskazuje jednak na nieadekwatność takiego porównania. Nie zapominajmy, że jednym z warunków, jakie postawili Austriacy przystępując do Unii, było utrzymanie prawa nadanego im jeszcze przez Marię Teresę. Na Węgrzech natomiast od połowy XIX w obowiązywał podatek od produkcji palinki, a w momencie akcesji Węgrom udało się wynegocjować jedynie pewną bonifikatę: podobnie jak na Słowacji destylarnie uzyskały 50% zwolnienie z akcyzy, które ma obowiązywać do 2015 roku.
Procesu domowej produkcji palinki nie uda się tak łatwo zatrzymać. W ostatnich latach zakupiono bowiem ogromne ilości sprzętu do destylacji. Z drugiej jednak strony dane statystyczne wskazują na ogromne straty w podatku jakie ponosi państwo węgierskie na skutek nie uiszczania podatku akcyzowego od domowej palinki. Portal agrarszektor.hu alarmuje, że na czarny rynek może trafić rekordowa ilość palinki z zeszłorocznej produkcji. Wg. ich ustaleń niewykluczone jest, że nawet 80-90% domowej produkcji trafia na czarny rynek, podczas gdy firmy produkujące alkohol i płacące podatki utraciły już połowę z dotychczasowego udziału w rynku.
Obecnie każdy pełnoletni obywatel ma prawo do sporządzania rocznie na użytek prywatny 50 litrów destylatu zwolnionego od podatku. W świetle prawa produkcja odbywająca się w destylarniach również uznawana jest za prywatną. Limit 50l odnosi się natomiast do 86% destylatu, podczas gdy 46% można produkować nawet do 100l. Różnica między destylatem owocowym a palinką jest taka, że produkcję tej ostatniej regulują bardziej rygorystyczne przepisy.
W ostateczności władzom węgierskim pozostaje możliwość załatwienia tego tak, jak według legendy sprawę łąckiej śliwowicy załatwił peerelowski premier Józef Cyrankiewicz. Będąc miłośnikiem tego trunku, miał on ponoć wydać polecenie milicji by ta zaprzestała ścigania bimbrownictwa w okolicach Łącka.