Dopiero teraz znalazłem trochę czasu na odkurzenie wspomnień i ciąg dalszy relacji.
Dzień 3: okolice Sopronu
Trzeci dzień upłynąć miał na przebazowaniu na nową kwaterę, bardziej na południe, oraz zwiedzaniu okolicznych atrakcji. Na pierwszy ogień poszło miejsce zwące się "Paneuropai piknik". Faktycznie chodzi o położony przy granicy kawał łąki, na którym znajduje się Statua Europejskiej Wolności - pomnik upamiętniający "przełamanie" granicy węgiersko-austriackiej w 1989 r, do tej pory raczej trudno przekraczalnej, chronionej zasiekami i wieżami strażniczymi, które zresztą wciąż znajdują się na terenie "pikniku" jako przypomnienie/zabytek/atrakcja. Co ciekawe, jak dla mnie sam pomnik bardzo przypomina sztukę okresu wczesnych demoludów, no i wbrew nazwie nie jest statuą.
Paneuropai piknik
Nagycenk, pałac Szechenyi'ego
Przyspieszona decyzja o opuszczeniu "pikniku" przyszła wraz z deszczem - od rana pogoda nie wyglądała ciekawie, aż wreszcie zaczęło konkretnie padać. Przebłyski pogody pojawiły się w Nagycenk, gdzie z zewnątrz zobaczyliśmy pałac Szechenyi'ego, bardzo ładny budynek z ogrodem. Widać, że właściciel był bogaty, ale albo nie był nieprzyzwoicie bogaty, albo się zbytnio z tym nie obnosił (tak jak w przypadku zwiedzonego dwa dni później Fertod). Zwiedzanie oczywiście zakończył deszcz, który przestał padać dopiero gdy dojeżdżaliśmy do kwatery w Bük. Jako, że godzina była jeszcze wczesna, a i dzień długi, nastąpiło szybkie zwiedzenie miasta, po czym wyjazd na konkretne zakupy do Tesco w Szombathely. Węgierski hipermarket Tesco zwykle pochłania znacznie więcej czasu, niż można by się tego było spodziewać, przez co nie udało się zwiedzić miasta "za dnia"... a po ciemku się jakoś nie chciało. Nie ma jednak tego złego... krążąc po alejkach w poszukiwaniu śmietany do kawy dokonałem odkrycia roku, mianowicie na dziale "nabiał" natrafiłem na wielokrotnie na forum wspominany i nie raz osławiany baton Turo Rudi (którego onegdaj bez sukcesów szukałem na dziale ze słodyczami) !!! Nie mogło się obyć bez zakupu na próbę, zaś po degustacji okazało się, że zakupiona ilość była za mała, a Turo Rudi na stałe wchodzi do węgierskiego jadłospisu. Poza tym koszyk zapełniono licznymi Tokami Aszu (wreszcie), innym winem, kiełbasą, papryką i innymi specjałami - z czego część została spożyta, część poszła na "eksport". Z ciekawostek, akurat była promocja na zestawy do pędzenia palinki: 50 l. za 139990 fr, a 17 l. za 49990 ft
Dzień 3: okolice Sopronu
Trzeci dzień upłynąć miał na przebazowaniu na nową kwaterę, bardziej na południe, oraz zwiedzaniu okolicznych atrakcji. Na pierwszy ogień poszło miejsce zwące się "Paneuropai piknik". Faktycznie chodzi o położony przy granicy kawał łąki, na którym znajduje się Statua Europejskiej Wolności - pomnik upamiętniający "przełamanie" granicy węgiersko-austriackiej w 1989 r, do tej pory raczej trudno przekraczalnej, chronionej zasiekami i wieżami strażniczymi, które zresztą wciąż znajdują się na terenie "pikniku" jako przypomnienie/zabytek/atrakcja. Co ciekawe, jak dla mnie sam pomnik bardzo przypomina sztukę okresu wczesnych demoludów, no i wbrew nazwie nie jest statuą.
Paneuropai piknik
Nagycenk, pałac Szechenyi'ego
Przyspieszona decyzja o opuszczeniu "pikniku" przyszła wraz z deszczem - od rana pogoda nie wyglądała ciekawie, aż wreszcie zaczęło konkretnie padać. Przebłyski pogody pojawiły się w Nagycenk, gdzie z zewnątrz zobaczyliśmy pałac Szechenyi'ego, bardzo ładny budynek z ogrodem. Widać, że właściciel był bogaty, ale albo nie był nieprzyzwoicie bogaty, albo się zbytnio z tym nie obnosił (tak jak w przypadku zwiedzonego dwa dni później Fertod). Zwiedzanie oczywiście zakończył deszcz, który przestał padać dopiero gdy dojeżdżaliśmy do kwatery w Bük. Jako, że godzina była jeszcze wczesna, a i dzień długi, nastąpiło szybkie zwiedzenie miasta, po czym wyjazd na konkretne zakupy do Tesco w Szombathely. Węgierski hipermarket Tesco zwykle pochłania znacznie więcej czasu, niż można by się tego było spodziewać, przez co nie udało się zwiedzić miasta "za dnia"... a po ciemku się jakoś nie chciało. Nie ma jednak tego złego... krążąc po alejkach w poszukiwaniu śmietany do kawy dokonałem odkrycia roku, mianowicie na dziale "nabiał" natrafiłem na wielokrotnie na forum wspominany i nie raz osławiany baton Turo Rudi (którego onegdaj bez sukcesów szukałem na dziale ze słodyczami) !!! Nie mogło się obyć bez zakupu na próbę, zaś po degustacji okazało się, że zakupiona ilość była za mała, a Turo Rudi na stałe wchodzi do węgierskiego jadłospisu. Poza tym koszyk zapełniono licznymi Tokami Aszu (wreszcie), innym winem, kiełbasą, papryką i innymi specjałami - z czego część została spożyta, część poszła na "eksport". Z ciekawostek, akurat była promocja na zestawy do pędzenia palinki: 50 l. za 139990 fr, a 17 l. za 49990 ft