17-01-2015, 23:50
Dzień 5, ostatni: Fertőd
Dziwna sprawa, ale mając do dyspozycji własny środek transportu, zawsze jakoś tak trudno jest wstać na czas i wygrzebać się o wcześnie założonej godzinie. Tak było i tym razem, z godzinnym poślizgiem wyruszamy z Bük z powrotem do Polski. Po drodze tylko jeden punkt programu, "węgierski Wersal" czyli pałac w Fertőd (Esterházy-kastély). Z założenia zwiedzanie miało być krótkie, wszak w bagażniku piętrzyły się stosy kiełbasy i góra mleka przerobionego na Turo Rudi, zaś temperatura na zewnątrz zdecydowanie przekraczała 20 stopni. W ciągu mniej więcej godziny udało się obejść pałac z każdej strony i odbyć krótki spacer po ogrodzie. Do oryginalnego Wersalu brakuje nieco rozmachu, niemniej jednak ogólne wrażenie było na tyle pozytywne, że postanowiłem sobie przy jakiejś okazji zajrzeć w to miejsce jeszcze raz i zwiedzić go od środka.
Fertőd, pałac Esterházy
Ostatnim przystankiem na Węgrzech był Mosonmagyaróvár, gdzie w Tesco nabyto ostatniego w tym roku langosza, ostatnią butelkę Traubisody i ostatnie opakowanie Turo Rudi. Nawiasem mówiąc, jeżeli ktoś będzie chciał się przemieścić między miastami Kapuvár i Mosonmagyaróvár, polecam nie jechać przez Csornę lecz odbić na prowincję i przejechać przez Osli i Acsalg - droga jest równa, malownicza, pusta i prosta, praktycznie cały czas przez pola, bez obszarów zabudowanych. Dalej z Mosonmagyaróvár trasa wiodła przez M15, a potem słowacką D2 i D1 (tankowanie w Bratysławie) na Żylinę i Cieszyn. Po pięciu dniach i przejechanych 1417 km z powrotem stawiliśmy się w domu... i planujemy już kolejny wyjazd na Węgry
Dziwna sprawa, ale mając do dyspozycji własny środek transportu, zawsze jakoś tak trudno jest wstać na czas i wygrzebać się o wcześnie założonej godzinie. Tak było i tym razem, z godzinnym poślizgiem wyruszamy z Bük z powrotem do Polski. Po drodze tylko jeden punkt programu, "węgierski Wersal" czyli pałac w Fertőd (Esterházy-kastély). Z założenia zwiedzanie miało być krótkie, wszak w bagażniku piętrzyły się stosy kiełbasy i góra mleka przerobionego na Turo Rudi, zaś temperatura na zewnątrz zdecydowanie przekraczała 20 stopni. W ciągu mniej więcej godziny udało się obejść pałac z każdej strony i odbyć krótki spacer po ogrodzie. Do oryginalnego Wersalu brakuje nieco rozmachu, niemniej jednak ogólne wrażenie było na tyle pozytywne, że postanowiłem sobie przy jakiejś okazji zajrzeć w to miejsce jeszcze raz i zwiedzić go od środka.
Fertőd, pałac Esterházy
Ostatnim przystankiem na Węgrzech był Mosonmagyaróvár, gdzie w Tesco nabyto ostatniego w tym roku langosza, ostatnią butelkę Traubisody i ostatnie opakowanie Turo Rudi. Nawiasem mówiąc, jeżeli ktoś będzie chciał się przemieścić między miastami Kapuvár i Mosonmagyaróvár, polecam nie jechać przez Csornę lecz odbić na prowincję i przejechać przez Osli i Acsalg - droga jest równa, malownicza, pusta i prosta, praktycznie cały czas przez pola, bez obszarów zabudowanych. Dalej z Mosonmagyaróvár trasa wiodła przez M15, a potem słowacką D2 i D1 (tankowanie w Bratysławie) na Żylinę i Cieszyn. Po pięciu dniach i przejechanych 1417 km z powrotem stawiliśmy się w domu... i planujemy już kolejny wyjazd na Węgry