09-08-2012, 21:55
Wspomnę jeszcze o mniej udanych aspektach tegorocznego pobytu u Madziarów. Poza dużymi problemami ze zrozumieniem Węgrów, było jeszcze kilka innych niespodzianek.
Na cztery nasze pobyty (od 2008, bez 2011) po raz pierwszy nie było wycieczki autokarowej - do tej pory gospodarze podstawiali autobus nie pierwszej młodości (ale nie Ikarus!) i były wycieczki: do Egerszálok i Egeru oraz dwukrotnie do rumuńskiej Oradei. Można się było jednak tego spodziewać i nie umniejsza to mojej oceny pobytu.
Na basenach w Sóstó jest mały basenik, a właściwie dwa, rozdzielane schodkami. Zaciekawiły mnie, bo dno pokrywały kamienie. Wchodząc, uprzejmie przepuściłem 2 osoby wychodzące z basenu, po czym usiadłem. Osoby te postanowiły zrobić jeszcze jedno kółeczko, więc podkurczyłem nogi, ale gdy po chwili znów zobaczyłem, że nadchodzą, już wiedziałem, że coś nie gra! "Sétáló"! Był opis w 3 językach, że to miejsce do masażu stóp. Jak widać, za długo wcześniej siedziałem w basenach z bardzo ciepłą wodą .
Wpadłem też na pomysł, by pojechać na drugi - południowy - koniec miasta do największego, jak sądziłem, hipermarketu, w mieście - Metro.
Na billboardach był podtytuł: "Nagykereskedelem", więc wydawało mi się, że tam wybór win i ceny będą najlepsze. Wszyscy jeździli i jeżdżą do Tesco, więc ja pójdę krok dalej! Może i ceny są najlepsze, ale to węgierski odpowiednik Makro Cash And Carry, z tym, że aby to "Cash And Carry" zauważyć, trzeba się dobrze rozejrzeć po parkingu.
Oboje z żoną lubimy kawę, ale tylko ona zdecydowała się spróbować - ja na Węgrzech raczej unikam. Oboje zwracamy uwagę na to, by porcja kawy była odpowiednio duża, więc jedyne, co mogłem zamówić, to "hosszú kávé". No cóż, 3 centymetry to też jakaś długość i hektolitry płynu w porównaniu z espresso, jakie kiedyś podano mi w Italii. Ale smak kawy był bardzo OK.
Na cztery nasze pobyty (od 2008, bez 2011) po raz pierwszy nie było wycieczki autokarowej - do tej pory gospodarze podstawiali autobus nie pierwszej młodości (ale nie Ikarus!) i były wycieczki: do Egerszálok i Egeru oraz dwukrotnie do rumuńskiej Oradei. Można się było jednak tego spodziewać i nie umniejsza to mojej oceny pobytu.
Na basenach w Sóstó jest mały basenik, a właściwie dwa, rozdzielane schodkami. Zaciekawiły mnie, bo dno pokrywały kamienie. Wchodząc, uprzejmie przepuściłem 2 osoby wychodzące z basenu, po czym usiadłem. Osoby te postanowiły zrobić jeszcze jedno kółeczko, więc podkurczyłem nogi, ale gdy po chwili znów zobaczyłem, że nadchodzą, już wiedziałem, że coś nie gra! "Sétáló"! Był opis w 3 językach, że to miejsce do masażu stóp. Jak widać, za długo wcześniej siedziałem w basenach z bardzo ciepłą wodą .
Wpadłem też na pomysł, by pojechać na drugi - południowy - koniec miasta do największego, jak sądziłem, hipermarketu, w mieście - Metro.
Na billboardach był podtytuł: "Nagykereskedelem", więc wydawało mi się, że tam wybór win i ceny będą najlepsze. Wszyscy jeździli i jeżdżą do Tesco, więc ja pójdę krok dalej! Może i ceny są najlepsze, ale to węgierski odpowiednik Makro Cash And Carry, z tym, że aby to "Cash And Carry" zauważyć, trzeba się dobrze rozejrzeć po parkingu.
Oboje z żoną lubimy kawę, ale tylko ona zdecydowała się spróbować - ja na Węgrzech raczej unikam. Oboje zwracamy uwagę na to, by porcja kawy była odpowiednio duża, więc jedyne, co mogłem zamówić, to "hosszú kávé". No cóż, 3 centymetry to też jakaś długość i hektolitry płynu w porównaniu z espresso, jakie kiedyś podano mi w Italii. Ale smak kawy był bardzo OK.