13-08-2012, 19:48
Moim zdaniem różnica sytuacja na drogach węgierskich (i słowackich) różni się znacznie od polskich realiów (choć niezbyt wiele dotąd jeździłem po zagranicznych trasach). Nawet polscy kierowcy nie pokazują nawet w 50% tego, na co ich "stać". Może o to głównie chodzi w takich komunikatach -to sygnał: "nie przeginajcie, bo słono za to zapłacicie". Tylko to zwalnianie przed przejściem dla pieszych tu nie pasuje - to idiotyzm. Jednak nie wydaje się, by Węgrzy postawili na ostre karanie mandatami - to byłaby krótkowzroczna taktyka, która na dłuższą metę mogłaby zniechęcić turystów zagranicznych, a ten kraj ich potrzebuje, jak chyba nigdy wcześniej. Chyba tylko raz - prawie - nadziałem się na kontrolę policyjną - w Debrecenie, ale tuż przed nimi zjechałem do Nagyerdő .
Na Węgrzech przestrzegam przepisów drogowych (a w Polsce - nie do końca) - z trzech powodów: boję się policji i wysokiej kary, prawie wszyscy jeżdżą przepisowo, poza tym mam urlop i nigdzie się nie śpieszę. I mam wrażenie, że gdybym tam mieszkał, taka jazda nie stanowiłoby jakiegoś problemu. Może styl jazdy - mniej lub bardziej świadomie - świadczy o szacunku do otoczenia. Wszędzie staram się jeździć tak, by nie utrudniać podróży innym, ale tylko w Polsce mam wrażenie, że na drodze prawie wszyscy są moimi wrogami.
Na Węgrzech przestrzegam przepisów drogowych (a w Polsce - nie do końca) - z trzech powodów: boję się policji i wysokiej kary, prawie wszyscy jeżdżą przepisowo, poza tym mam urlop i nigdzie się nie śpieszę. I mam wrażenie, że gdybym tam mieszkał, taka jazda nie stanowiłoby jakiegoś problemu. Może styl jazdy - mniej lub bardziej świadomie - świadczy o szacunku do otoczenia. Wszędzie staram się jeździć tak, by nie utrudniać podróży innym, ale tylko w Polsce mam wrażenie, że na drodze prawie wszyscy są moimi wrogami.