Odcinek szósty: mołdawskie debiuty i Kiszyniów.
Republika Mołdawii. Najbiedniejszy kraj Europy. Najmniej odwiedzany na kontynencie przez turystów. Kraj który po ogłoszeniu niepodległości stracił ponad połowę przemysłu i prawie wszystkie elektrownie, gdyż znajdowały się na terenie separatystycznego Naddniestrza. Państwo, którego większość mieszkańców jest etnicznymi Rumunami, językiem oficjalnym jest rumuński, ale tu określany jako mołdawski a i tak częściej na ulicach słychać rosyjski. Jednocześnie obywatele sprzeciwiają się integracji z Rumunią, ale równie chętnie przyjmują rumuńskie paszporty by jako Rumunii pracować w EU.
Na przejściu granicznym straciliśmy dwie godziny. Po tym jak pogranicznicy łaskawie uporali się ze swoimi obowiązkami musiałem jeszcze wykupić winietę. Gdyby nie miejscowy władający niemieckim nie udałoby się za pierwszym podejściem: kolejka do okienka a pani ze znudzoną miną stwierdza, że robi sobie przerwę, a reszta ma szukać jakiejś innej kasy. Na szczęście niemiecki Mołdawianin jakoś przekonał urzędniczkę, że można by załatwić jeszcze i mnie, choć bardzo się dziwiła, że nie umiem po rosyjsku no i nie mam mołdawskiej waluty... jak wiadomo - ichniejsze leje są bardzo popularne w całej Europie .
Aby nie wyszło iż przyjechał chłop z daleka i się dziwi - również osoby posługujące się rumuńskim/mołdawskim i rosyjskim wkurzały się na całą sytuację. "Witamy w Mołdawii" - skomentował facet od niemieckiego, który sam krążył po przejściu dłuższy czas z papierami swojego wozu.
Najbardziej niepokoi mnie godzina - na zegarku prawie 19-ta. Jeszcze jest jasno i przyjemnie, a do stolicy tylko nieco ponad 100 kilometrów, ale to w końcu Mołdawia!
Początkowo droga miło mnie zaskakuje - nowy asfalt, pusto, jedzie się szybko.
Dookoła pola, łąki i sady na wzgórzach.
Za Ungheni, po kilkunastu kilometrach, wszystko się zmienia: droga jest w remoncie. Jakieś 90% aż do Kiszyniowa. Jeden pas, dziury, zwężenia, światła, wszechobecny piach, zwiększający się ruch, mijane stłuczki i szybko zapadająca ciemność. Średnia prędkość spada do jakiś 30 kilometrów na godzinę i mam wrażenie iż podróż trwa całą wieczność. W pewnym momencie uczepiam się autobusu, którego traktuję jako taran - wymusza pierwszeństwo na zwężeniach i jest moją osłoną na wypadek wyskakujących zwierząt. Momentami robi się niebezpiecznie gdy jakiś idiota w jeepie za punkt honoru przyjął sobie, iż nie pozwoli się wyprzedzić przez autobus i ciągle zajeżdżał mu drogę z ustawicznym trąbieniem. Jak w jakiś szalonych wyścigach...
Cholernie zmęczeni dojeżdżamy do Kiszyniowa przed godziną 22-gą. Na szczęście nasz hostel znajduję dość szybko i możemy w końcu wyjść z samochodu. O jakimkolwiek wychodzeniu na miasto nie mamy nawet ochoty myśleć...
Kiszyniów (Chişinău) jest młodą stolicą. Niewielką handlową osadę Rosjanie na początku XIX wieku ustanowili głównym miastem Besarabii, czyli wschodniej Mołdawii, którą włączyli do swojego państwa. W okresie międzywojennym należał do Rumunii, a od 1940 do 1991 (z krótką przerwą w czasie wojny) do Związku Radzieckiego. Dziś stanowi architektoniczną mieszankę socrealizmu, secesji i dawnego gubernialnego miasteczka.
Trudno uznać Kiszyniów za piękne miasto. Turystów tu raczej niewielu, ale ja lubię takie ośrodki ze specyficznym klimatem i atmosferą chaosu .
Głównym ciągiem komunikacyjnym jest oczywiście bulwar Stefana Wielkiego (w poprzedniej epoce Bulwar Lenina).
Republika Mołdawii. Najbiedniejszy kraj Europy. Najmniej odwiedzany na kontynencie przez turystów. Kraj który po ogłoszeniu niepodległości stracił ponad połowę przemysłu i prawie wszystkie elektrownie, gdyż znajdowały się na terenie separatystycznego Naddniestrza. Państwo, którego większość mieszkańców jest etnicznymi Rumunami, językiem oficjalnym jest rumuński, ale tu określany jako mołdawski a i tak częściej na ulicach słychać rosyjski. Jednocześnie obywatele sprzeciwiają się integracji z Rumunią, ale równie chętnie przyjmują rumuńskie paszporty by jako Rumunii pracować w EU.
Na przejściu granicznym straciliśmy dwie godziny. Po tym jak pogranicznicy łaskawie uporali się ze swoimi obowiązkami musiałem jeszcze wykupić winietę. Gdyby nie miejscowy władający niemieckim nie udałoby się za pierwszym podejściem: kolejka do okienka a pani ze znudzoną miną stwierdza, że robi sobie przerwę, a reszta ma szukać jakiejś innej kasy. Na szczęście niemiecki Mołdawianin jakoś przekonał urzędniczkę, że można by załatwić jeszcze i mnie, choć bardzo się dziwiła, że nie umiem po rosyjsku no i nie mam mołdawskiej waluty... jak wiadomo - ichniejsze leje są bardzo popularne w całej Europie .
Aby nie wyszło iż przyjechał chłop z daleka i się dziwi - również osoby posługujące się rumuńskim/mołdawskim i rosyjskim wkurzały się na całą sytuację. "Witamy w Mołdawii" - skomentował facet od niemieckiego, który sam krążył po przejściu dłuższy czas z papierami swojego wozu.
Najbardziej niepokoi mnie godzina - na zegarku prawie 19-ta. Jeszcze jest jasno i przyjemnie, a do stolicy tylko nieco ponad 100 kilometrów, ale to w końcu Mołdawia!
Początkowo droga miło mnie zaskakuje - nowy asfalt, pusto, jedzie się szybko.
Dookoła pola, łąki i sady na wzgórzach.
Za Ungheni, po kilkunastu kilometrach, wszystko się zmienia: droga jest w remoncie. Jakieś 90% aż do Kiszyniowa. Jeden pas, dziury, zwężenia, światła, wszechobecny piach, zwiększający się ruch, mijane stłuczki i szybko zapadająca ciemność. Średnia prędkość spada do jakiś 30 kilometrów na godzinę i mam wrażenie iż podróż trwa całą wieczność. W pewnym momencie uczepiam się autobusu, którego traktuję jako taran - wymusza pierwszeństwo na zwężeniach i jest moją osłoną na wypadek wyskakujących zwierząt. Momentami robi się niebezpiecznie gdy jakiś idiota w jeepie za punkt honoru przyjął sobie, iż nie pozwoli się wyprzedzić przez autobus i ciągle zajeżdżał mu drogę z ustawicznym trąbieniem. Jak w jakiś szalonych wyścigach...
Cholernie zmęczeni dojeżdżamy do Kiszyniowa przed godziną 22-gą. Na szczęście nasz hostel znajduję dość szybko i możemy w końcu wyjść z samochodu. O jakimkolwiek wychodzeniu na miasto nie mamy nawet ochoty myśleć...
Kiszyniów (Chişinău) jest młodą stolicą. Niewielką handlową osadę Rosjanie na początku XIX wieku ustanowili głównym miastem Besarabii, czyli wschodniej Mołdawii, którą włączyli do swojego państwa. W okresie międzywojennym należał do Rumunii, a od 1940 do 1991 (z krótką przerwą w czasie wojny) do Związku Radzieckiego. Dziś stanowi architektoniczną mieszankę socrealizmu, secesji i dawnego gubernialnego miasteczka.
Trudno uznać Kiszyniów za piękne miasto. Turystów tu raczej niewielu, ale ja lubię takie ośrodki ze specyficznym klimatem i atmosferą chaosu .
Głównym ciągiem komunikacyjnym jest oczywiście bulwar Stefana Wielkiego (w poprzedniej epoce Bulwar Lenina).