18-10-2016, 23:40
Lepiej późno, niż wcale......, czyli pora na wiadomości z wypadu na Węgry pod koniec sierpnia. Byliśmy tam pierwszy raz.
Było super, choć nie wszystkie plany zrealizowaliśmy. Noclegi znaleźliśmy przez booking. com. w Putnok. Tanio (78zł/os/2 noce ze śniadaniem). Specjalnie wybredni nie jesteśmy, byle było sucho, cicho, w miarę czysto i bez robali.
Jeździliśmy po okolicy, zwiedzając jaskinie, wjeżdżając autem na wysokie wzgórza i podziwiając widoki. Wsie tam czyste i ciche, co ciekawe, zabudowane gęsto, jak na przedmieściach. Piękne okoliczności przyrody. Zahaczyliśmy też o Eger, ale te tłumy......, po godzinie już nas tam nie było.
Potem Tokaj, Satoraljaujhely (3 dni się uczyłem tej nazwy) i przez Słowację, i piękny Bardejov, do domu.
Z minusów, to oczywiście język, choć i te trudności w dogadywaniu się też mają swój urok. Bez translatora w laptopku ciężko by było. Nauczyłem się kilku słów i co ciekawe, pamiętam do tej pory. Chyba jedyne, rozpoznawalne słowo, to "Posta". Tam nawet policja inaczej się nazywa.
Niesamowite problemy na prowincji są ze znalezieniem czegoś na ząb. U nas przy każdej ruchliwszej drodze są jakieś budki, zajazdy, bary, knajpki, a tam gastronomiczna pustynia. Ileśmy się najeździli, zanim coś się znalazło...Nawet znalezienie budki z langoszami, za którymi przepadamy, graniczy z cudem. To już w Londynie łatwiej trafić na langosze. Za to pizza i kebab są wszędzie w miastach, ale nie po to się jedzie na Węgry, żeby wsuwać pizzę. Ta że za stronę małogastronomiczną wielki minus.
Zaskakujące dla mnie było skrupulatne przestrzeganie ograniczeń prędkości przez kierowców na wsiach. 50 to 50 i koniec. Wsie takie odległe od cywilizacji, że policję to tam widują pewnie raz w roku, a i tak wszyscy jadą ile znaki pokazują. Nawet w Skandynawii, czy Holandii po wsiach jeżdżą o te 10-15 szybciej, a Madziary równiutko 50.
W przyszłym roku na pewno pojedziemy dalej na południe i wschód Węgier.
Było super, choć nie wszystkie plany zrealizowaliśmy. Noclegi znaleźliśmy przez booking. com. w Putnok. Tanio (78zł/os/2 noce ze śniadaniem). Specjalnie wybredni nie jesteśmy, byle było sucho, cicho, w miarę czysto i bez robali.
Jeździliśmy po okolicy, zwiedzając jaskinie, wjeżdżając autem na wysokie wzgórza i podziwiając widoki. Wsie tam czyste i ciche, co ciekawe, zabudowane gęsto, jak na przedmieściach. Piękne okoliczności przyrody. Zahaczyliśmy też o Eger, ale te tłumy......, po godzinie już nas tam nie było.
Potem Tokaj, Satoraljaujhely (3 dni się uczyłem tej nazwy) i przez Słowację, i piękny Bardejov, do domu.
Z minusów, to oczywiście język, choć i te trudności w dogadywaniu się też mają swój urok. Bez translatora w laptopku ciężko by było. Nauczyłem się kilku słów i co ciekawe, pamiętam do tej pory. Chyba jedyne, rozpoznawalne słowo, to "Posta". Tam nawet policja inaczej się nazywa.
Niesamowite problemy na prowincji są ze znalezieniem czegoś na ząb. U nas przy każdej ruchliwszej drodze są jakieś budki, zajazdy, bary, knajpki, a tam gastronomiczna pustynia. Ileśmy się najeździli, zanim coś się znalazło...Nawet znalezienie budki z langoszami, za którymi przepadamy, graniczy z cudem. To już w Londynie łatwiej trafić na langosze. Za to pizza i kebab są wszędzie w miastach, ale nie po to się jedzie na Węgry, żeby wsuwać pizzę. Ta że za stronę małogastronomiczną wielki minus.
Zaskakujące dla mnie było skrupulatne przestrzeganie ograniczeń prędkości przez kierowców na wsiach. 50 to 50 i koniec. Wsie takie odległe od cywilizacji, że policję to tam widują pewnie raz w roku, a i tak wszyscy jadą ile znaki pokazują. Nawet w Skandynawii, czy Holandii po wsiach jeżdżą o te 10-15 szybciej, a Madziary równiutko 50.
W przyszłym roku na pewno pojedziemy dalej na południe i wschód Węgier.