@adamis: niestety kryzys ekonomiczny na Węgrzech też odcisnął swoje piętno i to prawda, że w niektórych rejonach jak np. północno wschodnie Węgry w niektórych miejscowościach brak knajpek. Jadąc w tym roku od Miskolca przez Hortabagy do Gyula też mijaliśmy sporo miejsc, które były sygnalizowane tabliczką, ale później okazało się, że wszystko zabite deskami. Ludzie z uwagi na brak kasy żywią się hot dogami na stacji benzynowej i taki mamy skutek.
Ja np. uwielbiam sztrucle (z makiem, jabłkami czy serem), które kiedyś t.j. 15-20 lat temu można było kupić wszędzie nawet w zapyziałej piekarni na wsi. Teraz konia z rzędu temu, kto jest w stanie nawet w dużym mieście to zdobyć. Oczywiście są "podróby" t.j.nie w cienkim cieście francuskim tylko z grubą bułczaną warstwą a to lipa straszna. Na szczęście w tym spędziliśmy 2 dni w Morahalom na południu Węgier, gdzie jest Reteshaz https://www.facebook.com/morahalmi.reteshaz.like/ (dom sztrucli), gdzie można kupić kilkanaście rodzajów tradycyjnie wyrabianych, ręcznie sztrucli.
W tym roku podróżując po Węgrzech mimo wszystko napotkałem po drodze prawdziwe wiejskie gospody z super dobrym i nie drogim jedzeniem. Mimo wszystko na Węgrzech jak się nawet człowiek zatrzyma przy drodze w jakiejś knajpce to nie za bardzo zdrenuje sobie portfel. W PL od paru lat lat moda jest na jakieś góralskie, przaśne knajpki, gdzie jedzenie nie dość, że podłe to drogie. Ludzie, którzy tym zarządzają wychodzą chyba z założenia, że automaniacy to grupa ludzi, których można doić bez końca. Na bardzo ruchliwej trasie Cieszyn-Warszawa miejscówek jest mnóstwo ale tych na prawdę godnych polecenia można policzyć na jednej ręce.
Swoją drogą 3 lata temu byliśmy zwiedzaliśmy Siedmiogród i Rumunia to jest dopiero klęska jeśli chodzi infrastrukturę typu knajpki czy sklepy. Tam po prostu musisz mieś w aucie prowiant na 2 dni + zgrzewkę wody.
Jak przekroczyliśmy granicę węgierską i wjechaliśmy do pierwszej wioski, gdzie była knajpka, sorozo i borozo czyli pijalnia piwa i wina to od razu poczuliśmy różnicę. Za chwilę byliśmy w Mako, bardzo ładnym miasteczku gdzie poczuliśmy się jak w raju: cukiernie, kafejki, knajpki...
Ja np. uwielbiam sztrucle (z makiem, jabłkami czy serem), które kiedyś t.j. 15-20 lat temu można było kupić wszędzie nawet w zapyziałej piekarni na wsi. Teraz konia z rzędu temu, kto jest w stanie nawet w dużym mieście to zdobyć. Oczywiście są "podróby" t.j.nie w cienkim cieście francuskim tylko z grubą bułczaną warstwą a to lipa straszna. Na szczęście w tym spędziliśmy 2 dni w Morahalom na południu Węgier, gdzie jest Reteshaz https://www.facebook.com/morahalmi.reteshaz.like/ (dom sztrucli), gdzie można kupić kilkanaście rodzajów tradycyjnie wyrabianych, ręcznie sztrucli.
W tym roku podróżując po Węgrzech mimo wszystko napotkałem po drodze prawdziwe wiejskie gospody z super dobrym i nie drogim jedzeniem. Mimo wszystko na Węgrzech jak się nawet człowiek zatrzyma przy drodze w jakiejś knajpce to nie za bardzo zdrenuje sobie portfel. W PL od paru lat lat moda jest na jakieś góralskie, przaśne knajpki, gdzie jedzenie nie dość, że podłe to drogie. Ludzie, którzy tym zarządzają wychodzą chyba z założenia, że automaniacy to grupa ludzi, których można doić bez końca. Na bardzo ruchliwej trasie Cieszyn-Warszawa miejscówek jest mnóstwo ale tych na prawdę godnych polecenia można policzyć na jednej ręce.
Swoją drogą 3 lata temu byliśmy zwiedzaliśmy Siedmiogród i Rumunia to jest dopiero klęska jeśli chodzi infrastrukturę typu knajpki czy sklepy. Tam po prostu musisz mieś w aucie prowiant na 2 dni + zgrzewkę wody.
Jak przekroczyliśmy granicę węgierską i wjechaliśmy do pierwszej wioski, gdzie była knajpka, sorozo i borozo czyli pijalnia piwa i wina to od razu poczuliśmy różnicę. Za chwilę byliśmy w Mako, bardzo ładnym miasteczku gdzie poczuliśmy się jak w raju: cukiernie, kafejki, knajpki...