Na 1V czasem go już nie ma, ale w tym roku chłody trwały długo.
Acapulco jest już czynne, a słońce przygrzewa - chciałem się ochłodzić w jacuzzi. Pani opowiada, jak to się zwolniła z pracy, żeby pielęgnować chorą matkę, a ta za trzy dni zmarła. I na co zmarła. Mówi głośno, bo rozmówczyni siedzi o cztery metry, dokładnie naprzeciw. A ja obok. Pani z przeciwka rewanżuje się opowieścią, jak to w szpitalu na Rycerskiej (Rzeszowianka zapewne) poszła do "kibla". Po drodze widzi worek z jakimiś śmieciami chyba, zagląda - a tam nieboszczyk. Sąsiad dopowiada o tym, że nieboszczyk jest zostawiany na sali na dwie godziny, aż zupełnie umrze na śmierć, i dopiero wtedy jedzie do kostnicy. Nagle poczułem chłód i postanowiłem jednak iść do ciepłego grajdołka na dole.
Czytam sobie książkę (mam niepotrzebną, może się zniszczyć), gdy nagle jakiś siedmiolatek oblewa mnie ze świeżo kupionego pistoletu. Warknąłem w jego kierunku "Nie lej na mnie", jednak za pół minuty po twarzy leje mi się kolejna, silniejsza seria. Tym razem krzyknąłem "Nie lej po mnie i wypad z wody" i obserwuję reakcję rodziców, którzy moczą się trzy metry ode mnie. Kompletnie nic się nie stało, więc zawołałem "Czyj to dzieciak?". Zgłosiła się pani na to, z pretensją, że brak mi kultury! Hahahahaha! Wytrzymałem w tym miejscu, aż oni poszli - więcej już ochlapany nie byłem.
Acapulco jest już czynne, a słońce przygrzewa - chciałem się ochłodzić w jacuzzi. Pani opowiada, jak to się zwolniła z pracy, żeby pielęgnować chorą matkę, a ta za trzy dni zmarła. I na co zmarła. Mówi głośno, bo rozmówczyni siedzi o cztery metry, dokładnie naprzeciw. A ja obok. Pani z przeciwka rewanżuje się opowieścią, jak to w szpitalu na Rycerskiej (Rzeszowianka zapewne) poszła do "kibla". Po drodze widzi worek z jakimiś śmieciami chyba, zagląda - a tam nieboszczyk. Sąsiad dopowiada o tym, że nieboszczyk jest zostawiany na sali na dwie godziny, aż zupełnie umrze na śmierć, i dopiero wtedy jedzie do kostnicy. Nagle poczułem chłód i postanowiłem jednak iść do ciepłego grajdołka na dole.
Czytam sobie książkę (mam niepotrzebną, może się zniszczyć), gdy nagle jakiś siedmiolatek oblewa mnie ze świeżo kupionego pistoletu. Warknąłem w jego kierunku "Nie lej na mnie", jednak za pół minuty po twarzy leje mi się kolejna, silniejsza seria. Tym razem krzyknąłem "Nie lej po mnie i wypad z wody" i obserwuję reakcję rodziców, którzy moczą się trzy metry ode mnie. Kompletnie nic się nie stało, więc zawołałem "Czyj to dzieciak?". Zgłosiła się pani na to, z pretensją, że brak mi kultury! Hahahahaha! Wytrzymałem w tym miejscu, aż oni poszli - więcej już ochlapany nie byłem.