Ja już nie chciałem się powtarzać, ale oczywiście też tak jechałem: najpierw ścieżką Mamutów, potem naokoło Vranova przez Kladzany, Kucin i pola, parę kilometrów asfaltu między Sacurovem a Secovską Polanką i znowu w pola na Secovce. Jak zwykle w rejonie Havaja miałem ze cztery kozy i trzy lisy na środku asfaltu, ale przynajmniej nie wyskakiwały pod auto i nie było niebezpiecznych sytuacji. Jedynie jakieś dwa małe ptaki bez instynktu przydzwoniły, ale to i tak lepiej, niż jeden bażant dwa lata temu, i to na głównej drodze się zdarzyło. Słowację przejechałem w 1:49, czyli nie rekordowo, ale nieźle (miałem nie podpuszczać, ale ... ooops...)
Słoneczniki po horyzont przed Secovcami o świcie jako bonus:
Słoneczniki po horyzont przed Secovcami o świcie jako bonus: