13-09-2012, 12:22
To teraz moje wrażenia, o których w Polsce czasami nie pamiętam, ale teraz mam je w Budapeszcie na świeżo:
1. Prysznice, o których juz pisałam w związku z Rockmaratonem - zasłonka, która u nas jest nieodzowna tu jest tylko gadżetem fakultatywnym (tzn. zwykle jej nie ma, bo i po co, skoro "w łazience same dziewczyny"). W moim obecnym akademiku (komuna na zadupiu przy Nagytéténi út) poza tym, nie dość, że prysznic jest nieruchomo przymocowany do ściany, to na dodatek jeszcze nie ma "prysznica właściwego" (zuhányrózsa), jest sam kran, z którego leci woda.
2. Chleb jest strasznie grubo krojony. Kiedy gryzę taką węgierską kromkę, czuję się nieprzyjemnie zapchana bułą, nie wiem ile masła musiałabym nałożyć na to, żeby się dobrze jadło... I poza tym tak patrzę, że prawie nie ma tu ciemnego pieczywa
Cdn.
1. Prysznice, o których juz pisałam w związku z Rockmaratonem - zasłonka, która u nas jest nieodzowna tu jest tylko gadżetem fakultatywnym (tzn. zwykle jej nie ma, bo i po co, skoro "w łazience same dziewczyny"). W moim obecnym akademiku (komuna na zadupiu przy Nagytéténi út) poza tym, nie dość, że prysznic jest nieruchomo przymocowany do ściany, to na dodatek jeszcze nie ma "prysznica właściwego" (zuhányrózsa), jest sam kran, z którego leci woda.
2. Chleb jest strasznie grubo krojony. Kiedy gryzę taką węgierską kromkę, czuję się nieprzyjemnie zapchana bułą, nie wiem ile masła musiałabym nałożyć na to, żeby się dobrze jadło... I poza tym tak patrzę, że prawie nie ma tu ciemnego pieczywa
Cdn.