Poznajemy kolejne p€nsjonaty w okolicy. Ap@rtamenty Dupľák znalazłem na megaubytovanie.sk - Velka Lomnica, osiem kilometrów od Vrbova. Sympatyczna właścicielka, czysto, dyskretnie, ładny zadbany ogród, wygodny parking.
https://pl.megaubytovanie.sk/Home/Detail/3440
Na kąpielisku bez zmian, sezon letni trwa, gości bardzo dużo. Nadal też dużo rodaków. W piątek było słonecznie, w sobotę zachmurzyło się, a dziś rano mieliśmy półtorej godziny prawdziwego deszczu. Sobota i niedziela - czyli animacje dla dzieci i dorosłych oraz grupy autobusowe z Polski. Dzisiaj pan z takiej wycieczki nawołuje trzy panie do basenu pod zjeżdżalnią. Panie poszukują przygód, co w tym wypadku oznacza zjazd na toboganie. Trzy wielkie pluski i fontanny, dużo krzyków i śmiechów, do czasu, gdy jedna z pań zauważyła, że fala zmyła jej okulary. Zaczynają wspólnie sondować dno w okolicy rynny, po chwili muszę je prosić o zrobienie miejsca, gdyż właśnie zjeżdża moja podopieczna. Wreszcie cenna zguba zostaje zlokalizowana - jeszcze jeden mały problem z wydobyciem, gdyż woda sięga powyżej pasa. Atrakcyjna ratowniczka gdzieś się oddaliła, ale nad obiektem czuwa wąsaty pracownik "przynieś-wynieś" w roboczych butach i czerwonym dresie z napisem RESCUE na plecach. Tymczasem pan z początku historyjki także decyduje się na zjazd. Na koniec wykonuje figurę, której ja najbardziej nie lubię w tym całym zjeżdżaniu - wpada do wody na plecy i nie potrafi stanąć na nogi. Panie nie mogą albo nie chcą mu pomóc. Po kilku długich sekundach pan w czerwonym dresie wskakuje do wody i ratuje nieszczęśnika. Spokojnie wychodzi cały przemoczony, wkrótce przybywa mu na pomoc zmiennik, prawdopodobnie wezwany przez radiotelefon. Może pięć minut później widzę, jak jakiś starszy, siwiutki pan pośliznął się na betonie i spadł na tylną część. Jak twierdził - niczego sobie nie złamał, ale musiał chwilę odpocząć. Postanawiam do końca dnia przechodzić przez ulicę tylko w wyznaczonych miejscach i w ogóle w żaden sposób nie ryzykować.
https://pl.megaubytovanie.sk/Home/Detail/3440
Na kąpielisku bez zmian, sezon letni trwa, gości bardzo dużo. Nadal też dużo rodaków. W piątek było słonecznie, w sobotę zachmurzyło się, a dziś rano mieliśmy półtorej godziny prawdziwego deszczu. Sobota i niedziela - czyli animacje dla dzieci i dorosłych oraz grupy autobusowe z Polski. Dzisiaj pan z takiej wycieczki nawołuje trzy panie do basenu pod zjeżdżalnią. Panie poszukują przygód, co w tym wypadku oznacza zjazd na toboganie. Trzy wielkie pluski i fontanny, dużo krzyków i śmiechów, do czasu, gdy jedna z pań zauważyła, że fala zmyła jej okulary. Zaczynają wspólnie sondować dno w okolicy rynny, po chwili muszę je prosić o zrobienie miejsca, gdyż właśnie zjeżdża moja podopieczna. Wreszcie cenna zguba zostaje zlokalizowana - jeszcze jeden mały problem z wydobyciem, gdyż woda sięga powyżej pasa. Atrakcyjna ratowniczka gdzieś się oddaliła, ale nad obiektem czuwa wąsaty pracownik "przynieś-wynieś" w roboczych butach i czerwonym dresie z napisem RESCUE na plecach. Tymczasem pan z początku historyjki także decyduje się na zjazd. Na koniec wykonuje figurę, której ja najbardziej nie lubię w tym całym zjeżdżaniu - wpada do wody na plecy i nie potrafi stanąć na nogi. Panie nie mogą albo nie chcą mu pomóc. Po kilku długich sekundach pan w czerwonym dresie wskakuje do wody i ratuje nieszczęśnika. Spokojnie wychodzi cały przemoczony, wkrótce przybywa mu na pomoc zmiennik, prawdopodobnie wezwany przez radiotelefon. Może pięć minut później widzę, jak jakiś starszy, siwiutki pan pośliznął się na betonie i spadł na tylną część. Jak twierdził - niczego sobie nie złamał, ale musiał chwilę odpocząć. Postanawiam do końca dnia przechodzić przez ulicę tylko w wyznaczonych miejscach i w ogóle w żaden sposób nie ryzykować.