03-02-2023, 11:21
Nadszedł piątek - pogoda nadal jest niepewna. Z rana wybieramy się ponownie do darmowych term segestańskich. Na polnej dróżce stoi już jeden samochód. Schodzimy na dół i zastajemy młodego człowieka z psem - Buon giorno! Słysząc naszą rozmowę pyta, czy jesteśmy z Polski, po polsku, ale z wyraźnym obcym akcentem. - Tak, a Pan gdzie się nauczył polskiego? - Ja urodziłem się w Polsce, gdy miałem siedem lat rodzina wyjechała do Kanady, potem do Palermo, teraz mieszkam w Trapani. A Wy z jakiego miasta jesteście? Słysząc odpowiedź śmieje się. - Ba-sian-ciarnia? Taki las w mieście. W tym lesie kończy się ulica, przy której mieszkają moi krewni. Byłem tam wiele razy. A moja rodzina mieszkała kiedyś z drugiej strony Rzeszowa. Świat jest mały... Jeszcze chwilę rozmawiamy i na koniec zapraszamy do odwiedzin. Nas to spotkanie dziwi tylko trochę - trzy lata temu znaleźliśmy w tej samej sadzawce Azjatę gadającego po polsku. Siedzimy sobie w ciepłej wodzie, raz po raz przechodzi fala deszczu, ja nasłuchuję przepływającej w pobliżu rzeki. Po kilku godzinach nadeszła pora powrotu, który ze względu na kolejny przybór wód miał częściowo charakter ewakuacji. Dzień kończymy wyjściem do pizzerii Mon Amour.
W sobotę rano pokazuje się słońce, spacerujemy po plaży w Castellammare. Zupełna pustka, tylko jedna babka kąpie się w morzu.
W planach mamy kolejne zabytki. Jedziemy do Erice, położonego na wysokiej górze historycznego miasteczka, znanego również z produkcji wina. Trafiamy na deszcz. Poza sezonem miejscowość wygląda na opustoszałą, szare kamienne budowle robią surowe wrażenie.
Następnym naszym celem jest park archeologiczny Segesta. Wspinamy się na wzgórze, gdzie zachował się starożytny amfiteatr, mijamy kilka mniejszych budowli w stanie ruiny. Na koniec zostawiamy sobie pięknie zachowaną, prawie całkowicie ukończoną grecką świątynię.
Z archeoparku do term mamy jeszcze kilka kilometrów. Woda w strumieniu znów jest wysoka. Przymierzamy się do przeprawy, gdy pojawiają się dwaj ubrani na czarno faceci, jeden w słonecznych okularach, drugi pali jakieś dziwne zioło. Odradzają nam przechodzenie w tym miejscu - jest zbyt niebezpiecznie. Pomimo ciemnych strojów uznajemy ich za naszych aniołów stróżów i odpuszczamy. Głupio byłoby mieć kontuzję albo utopić się na dzień przed powrotem. Obiadokolację jemy u siebie w Deliamare, pakując nasz dobytek w walizki.
W sobotę rano pokazuje się słońce, spacerujemy po plaży w Castellammare. Zupełna pustka, tylko jedna babka kąpie się w morzu.
W planach mamy kolejne zabytki. Jedziemy do Erice, położonego na wysokiej górze historycznego miasteczka, znanego również z produkcji wina. Trafiamy na deszcz. Poza sezonem miejscowość wygląda na opustoszałą, szare kamienne budowle robią surowe wrażenie.
Następnym naszym celem jest park archeologiczny Segesta. Wspinamy się na wzgórze, gdzie zachował się starożytny amfiteatr, mijamy kilka mniejszych budowli w stanie ruiny. Na koniec zostawiamy sobie pięknie zachowaną, prawie całkowicie ukończoną grecką świątynię.
Z archeoparku do term mamy jeszcze kilka kilometrów. Woda w strumieniu znów jest wysoka. Przymierzamy się do przeprawy, gdy pojawiają się dwaj ubrani na czarno faceci, jeden w słonecznych okularach, drugi pali jakieś dziwne zioło. Odradzają nam przechodzenie w tym miejscu - jest zbyt niebezpiecznie. Pomimo ciemnych strojów uznajemy ich za naszych aniołów stróżów i odpuszczamy. Głupio byłoby mieć kontuzję albo utopić się na dzień przed powrotem. Obiadokolację jemy u siebie w Deliamare, pakując nasz dobytek w walizki.