02-01-2013, 22:44
Tak sobie czytam i dochodzę do wniosku, ze ten system biletowo-legitymacyjno-kanarowo-mandatowy jest mocno stresogenny... byłem za te moje węgierskie "naście" lat tylko raz w Budapeszcie, w 2011 roku a było to tak: w czasie jakiejś tam rozmowy mój przyjaciel Istvan oburzył się na moje dictum, ze po Budapeszcie Polakowi jeździ się samochodem tragicznie /jak papuga powtórzyłem obiegową opinię/. Po kolejnej kolejce palinki stanęło na tym, ze on mi pokaże jako pilot, jak wygodnie i bezpłatnie zwiedzić Budapeszt osobówką... w efekcie istotnie zwiedziliśmy Plac Bohaterów, Parlament, Basztę Rybacką, rejon pałacu prezydenckiego, zamek i cytadelę - szybko i bezboleśnie, płacąc jedynie raz za parking bodaj kilkaset forintów... niby więc Istvan przegrał ale dzięki temu wiem, ze te samochodowe, budapeszteńskie problemy to mit - no, chyba ze ktoś chce dojechać wszędzie w sam punkt. Ale chyba 200-300 metrowy spacer to nie problem?