01-02-2013, 22:41
Może już pisałem - jak pierwszy czy drugi raz byłem w Miskolcu, to spokojnie, trochę na migi a trochę z jakiejś ściągi ustaliłem z bardzo sympatycznymi gospodarzami cenę, a zaraz po nas przyjechały dwie rodziny z Polski i nie mogły się dogadać ani-ani, w pewnym momencie jedna z kobiet mówi: "No to jak oni chcą Polakom wynajmować pokoje, jeśli nie dogada się z nimi po polsku?" Logika typowej blondynki.
Gospodyni wzięła słuchawkę, coś tam pogadała po węgiersku, po czym dała jednej z tych kobit telefon, który udzielił im informacji. Sprytna pani musiała mieć na linii interpretera, i tłumaczenie "on-line" było wreszcie skuteczne.


