16-02-2013, 2:03
Może nie węgierska muzyka, ale...
![[Obrazek: 246s0ox.jpg]](http://i46.tinypic.com/246s0ox.jpg)
Tytuł: Hungarian Rhapsody. Live in Budapest
Artysta: Queen
Kraj/Rok: UK 2012
Dystrybutor: Universal Music Group
Czas: 118 minut.
Występ ze stadionu Népstadion w Budapeszcie (obecnie jest to Stadion im. Ferenca Puskása), który to koncert był też pierwszą w historii stadionówką za żelazną kurtyną - wydarzenie miało miejsce 27 lipca 1986 roku, a jego zapis do tej pory dostępny jedynie na VHS, teraz genialnie zremasterowane ukazał się wreszcie na DVD. Népstadion to zresztą miejsce niezwykle atrakcyjne dla widowisk scenicznych, mnie kojarzące się przede wszystkim z fenomenalnym show węgierskiej Omegi z 1994 roku ("Népstadion 1994"). Co do Queen natomiast - zasadnicza setlista koncertu niewiele różni się od dobrze znanego występu z Londynu, jedyną nowinką może być tu odśpiewana przez Mercurego wespół z publicznością pieśń węgierska "Tavaszi Szel Vizet Araszt", poza tym bez większych zmian zarówno piosenkowo jak i co do wykonania - nie pominę faktu, że nawet garderoba muzyków jakoś specjalnie się nie zmieniła (włączając w to obrzydliwe, kuse porteczki Johna Deacona, w których tak żwawo kica z basówką w dłoni).
Cały zespół oczywiście w wyśmienitej formie, show kolorowe i tętniące energią, piosenki najlepsze z możliwych (z największych hitów zabrakło bodaj tylko "Another One Bites the Dust"), a i realizacja przednia - krąży legenda, że gdy János Zsombolygi dowiedział się o tym, że będzie reżyserem występu Queen w Budapeszcie wyzbierał wszystkie kamery filmowe z całych Węgier. Na "Hungarian Rhapsody - Live in Budapest" jest więc kopyto zarówno muzyczne jak i wzrokowe, choć nie ukrywajmy, że Queen mistrzami oprawy wizualnej występów nigdy nie byli. Oczywiście absolutnie nie przeszkadza to w obcowaniu z tym ponad półtoragodzinnym widowiskiem, bo nawet jeśli koncert z Budapesztu przypomina ten z Londynu, to jest to fantastyczny, energetyzujący show z przebojowym i rockowym pazurem. Kto nigdy nie widział Queen na żywo ten w "Hungarian Rhapsody" powinien niezwłocznie się zaopatrzyć, kto widział wcześniej "Live at Wembley Stadium" na pewno będzie się doskonale bawił i w Budapeszcie, choć z lekkim uczuciem déja vu. Fanom zespołu to ze względów oczywistych już polecać nie trzeba, tym bardziej, że krążek wzbogacony został o dokument "A Magic Year", w którym członkowie grupy opowiadają o najtłustszych latach w karierze Queen. "Hungarian Rhapsody" jest więc zdecydowanie jednym z tych koncertowych wydawnictw DVD, które powinno znaleźć się na półce każdego melomana.
Za http://www.students.pl/kultura/details/6...n-Budapest.
![[Obrazek: 246s0ox.jpg]](http://i46.tinypic.com/246s0ox.jpg)
Tytuł: Hungarian Rhapsody. Live in Budapest
Artysta: Queen
Kraj/Rok: UK 2012
Dystrybutor: Universal Music Group
Czas: 118 minut.
Występ ze stadionu Népstadion w Budapeszcie (obecnie jest to Stadion im. Ferenca Puskása), który to koncert był też pierwszą w historii stadionówką za żelazną kurtyną - wydarzenie miało miejsce 27 lipca 1986 roku, a jego zapis do tej pory dostępny jedynie na VHS, teraz genialnie zremasterowane ukazał się wreszcie na DVD. Népstadion to zresztą miejsce niezwykle atrakcyjne dla widowisk scenicznych, mnie kojarzące się przede wszystkim z fenomenalnym show węgierskiej Omegi z 1994 roku ("Népstadion 1994"). Co do Queen natomiast - zasadnicza setlista koncertu niewiele różni się od dobrze znanego występu z Londynu, jedyną nowinką może być tu odśpiewana przez Mercurego wespół z publicznością pieśń węgierska "Tavaszi Szel Vizet Araszt", poza tym bez większych zmian zarówno piosenkowo jak i co do wykonania - nie pominę faktu, że nawet garderoba muzyków jakoś specjalnie się nie zmieniła (włączając w to obrzydliwe, kuse porteczki Johna Deacona, w których tak żwawo kica z basówką w dłoni).
Cały zespół oczywiście w wyśmienitej formie, show kolorowe i tętniące energią, piosenki najlepsze z możliwych (z największych hitów zabrakło bodaj tylko "Another One Bites the Dust"), a i realizacja przednia - krąży legenda, że gdy János Zsombolygi dowiedział się o tym, że będzie reżyserem występu Queen w Budapeszcie wyzbierał wszystkie kamery filmowe z całych Węgier. Na "Hungarian Rhapsody - Live in Budapest" jest więc kopyto zarówno muzyczne jak i wzrokowe, choć nie ukrywajmy, że Queen mistrzami oprawy wizualnej występów nigdy nie byli. Oczywiście absolutnie nie przeszkadza to w obcowaniu z tym ponad półtoragodzinnym widowiskiem, bo nawet jeśli koncert z Budapesztu przypomina ten z Londynu, to jest to fantastyczny, energetyzujący show z przebojowym i rockowym pazurem. Kto nigdy nie widział Queen na żywo ten w "Hungarian Rhapsody" powinien niezwłocznie się zaopatrzyć, kto widział wcześniej "Live at Wembley Stadium" na pewno będzie się doskonale bawił i w Budapeszcie, choć z lekkim uczuciem déja vu. Fanom zespołu to ze względów oczywistych już polecać nie trzeba, tym bardziej, że krążek wzbogacony został o dokument "A Magic Year", w którym członkowie grupy opowiadają o najtłustszych latach w karierze Queen. "Hungarian Rhapsody" jest więc zdecydowanie jednym z tych koncertowych wydawnictw DVD, które powinno znaleźć się na półce każdego melomana.
Za http://www.students.pl/kultura/details/6...n-Budapest.