15-06-2012, 12:11
Kiedy byłam dzieckiem mama opowiadała mi jaki stosunek miała ciotka do nas Polaków: "Polaczki to lenie, nie chce im się pracować". Postawa ta wynikała z propagandy rządu jaka była na Węgrzech w latach 80-tych. Była to reakcja na strajki w Polsce. Mój starszy kuzyn zawsze powtarzał, że wszystko co węgierskie jest lepsze. Jego ulubionym polskim słówkiem było "głupstwo". Jeśli mu się coś nie podobało to mówił: "To jest głupstwo."; "Robisz głupstwo."
Ale pewnego dnia ten sam kuzyn dostał pracę, dzięki temu, że znał język polski. Nie wiem co to była za praca, jakie stanowisko, ale była potrzebna osoba znająca język angielski i jeden ze słowiańskich języków. Były dwa wakaty i 50 chętnych. Siedziba firmy znajdowała się w Krakowie.
To było pod koniec ubiegłego wieku. Kuzyn w pracy dostał służbowy samochód i komórkę. Zarabiał 2500 USD - część dostawał w dolarach, część w forintach. Latem 1995 roku przyjechał z rodzicami i młodszym bratem do nas. Oczywiście on zafundował rodzince ten wyjazd. Ciotka ledwo weszła na nasze podwórko oznajmiła: "Basia (to imię mojej mamy), dzięki za polski, bo dzięki polski to Tomek ma dobra praca." Minął rok i wujostwo przysłało młodszego syna do nas na miesiąc, żeby się nauczył polskiego. Mój młodszy kuzyn miał wtedy skończone 18 lat i duuuże problemy z nauką języka polskiego. Narzekał, że to trudny język. Wujek, który był Polakiem nie nauczył młodszego syna naszego języka. Starszy mówi po polsku, bo urodził się w Gliwicach i do 4 roku życia mieszkał tu z rodzicami. Nawet kiedy przyjeżdżali do nas, to wujek rozmawiał z synami po węgiersku. Od ciotki wiem, że to ona częściej używała tego języka w rozmowie ze swoimi dziećmi. Młodszy kuzyn, kiedy skończył 30 lat zapisał się na kurs polskiego u siebie w Budapeszcie, ale musiał przerwać bo nie miał na to czasu. Kiedy wujek żył to woził swoją najstarszą wnuczkę (córkę starszego syna) na lekcje polskiego do Veszprém. Różnie to z tą nauką bywało, ale Kamila nie przywiązywała do tego wagi. Był czas, że kazała sobie płacić za każde poznanie polskie słówko. Obecnie chyba wcale się nie uczy. Starszy kuzyn nie używa polskiego w rozmowie ze swoimi dziećmi, no chyba, że ja jestem u nich to sporadycznie coś powie.
Ale pewnego dnia ten sam kuzyn dostał pracę, dzięki temu, że znał język polski. Nie wiem co to była za praca, jakie stanowisko, ale była potrzebna osoba znająca język angielski i jeden ze słowiańskich języków. Były dwa wakaty i 50 chętnych. Siedziba firmy znajdowała się w Krakowie.
To było pod koniec ubiegłego wieku. Kuzyn w pracy dostał służbowy samochód i komórkę. Zarabiał 2500 USD - część dostawał w dolarach, część w forintach. Latem 1995 roku przyjechał z rodzicami i młodszym bratem do nas. Oczywiście on zafundował rodzince ten wyjazd. Ciotka ledwo weszła na nasze podwórko oznajmiła: "Basia (to imię mojej mamy), dzięki za polski, bo dzięki polski to Tomek ma dobra praca." Minął rok i wujostwo przysłało młodszego syna do nas na miesiąc, żeby się nauczył polskiego. Mój młodszy kuzyn miał wtedy skończone 18 lat i duuuże problemy z nauką języka polskiego. Narzekał, że to trudny język. Wujek, który był Polakiem nie nauczył młodszego syna naszego języka. Starszy mówi po polsku, bo urodził się w Gliwicach i do 4 roku życia mieszkał tu z rodzicami. Nawet kiedy przyjeżdżali do nas, to wujek rozmawiał z synami po węgiersku. Od ciotki wiem, że to ona częściej używała tego języka w rozmowie ze swoimi dziećmi. Młodszy kuzyn, kiedy skończył 30 lat zapisał się na kurs polskiego u siebie w Budapeszcie, ale musiał przerwać bo nie miał na to czasu. Kiedy wujek żył to woził swoją najstarszą wnuczkę (córkę starszego syna) na lekcje polskiego do Veszprém. Różnie to z tą nauką bywało, ale Kamila nie przywiązywała do tego wagi. Był czas, że kazała sobie płacić za każde poznanie polskie słówko. Obecnie chyba wcale się nie uczy. Starszy kuzyn nie używa polskiego w rozmowie ze swoimi dziećmi, no chyba, że ja jestem u nich to sporadycznie coś powie.