12-05-2013, 13:47
Witam,
jako kierowca zawodowy, pozwolę sobie przedstawić Wam swoje doświadczenia z węgierskimi i serbskimi pogranicznikami i policjantami. Często przejeżdżałem przez Węgry, wożąc autobusem wycieczki na południe, ale jakoś nigdy węgierscy mundurowi nie sprawiali mi podczas kontroli problemów - z kilkoma można było się dogadać po angielsku, nie naciągali na mandaty (z czego znani są Czesi i Słowacy z ich "pokutą).
W trakcie przekraczania granicy z Serbią Węgrzy wręcz pomagali nami, radzili jak uniknąć kłopotów z "kolegami" serbskimi. I to działało... Swoje musieli zrobić, ale było miło i nienachalnie.
Co innego Serbowie - dla mnie to dranie, nienawidzący każdego, kto przyjeżdża z krajów UE, a mundurowi już w szczególności. Wracając z Serbii granicę przekraczaliśmy ok. 2 w nocy - do autobusu wpadł umundurowany, zarośnięty bandyta ze spluwą, nakazał budzić wszystkie dzieci (a wiecie jak wygląda obudzony w środku nocy 6-latek), po to tylko, by każde dziecko osobiście trzymało w ręce swój paszport. Kontrola trwała kilka godzin, z przerwą na kawę dla celników - ogółem było przykro i niemiło. I to nie jeden raz... Tej granicy będę już na pewno unikał...
Węgrzy, prywatnie czy służbowo, nigdy mnie nie rozczarowali - i oby tak pozostało, bo 1 czerwca jadę odpocząć do Badacsony...
jako kierowca zawodowy, pozwolę sobie przedstawić Wam swoje doświadczenia z węgierskimi i serbskimi pogranicznikami i policjantami. Często przejeżdżałem przez Węgry, wożąc autobusem wycieczki na południe, ale jakoś nigdy węgierscy mundurowi nie sprawiali mi podczas kontroli problemów - z kilkoma można było się dogadać po angielsku, nie naciągali na mandaty (z czego znani są Czesi i Słowacy z ich "pokutą).
W trakcie przekraczania granicy z Serbią Węgrzy wręcz pomagali nami, radzili jak uniknąć kłopotów z "kolegami" serbskimi. I to działało... Swoje musieli zrobić, ale było miło i nienachalnie.
Co innego Serbowie - dla mnie to dranie, nienawidzący każdego, kto przyjeżdża z krajów UE, a mundurowi już w szczególności. Wracając z Serbii granicę przekraczaliśmy ok. 2 w nocy - do autobusu wpadł umundurowany, zarośnięty bandyta ze spluwą, nakazał budzić wszystkie dzieci (a wiecie jak wygląda obudzony w środku nocy 6-latek), po to tylko, by każde dziecko osobiście trzymało w ręce swój paszport. Kontrola trwała kilka godzin, z przerwą na kawę dla celników - ogółem było przykro i niemiło. I to nie jeden raz... Tej granicy będę już na pewno unikał...
Węgrzy, prywatnie czy służbowo, nigdy mnie nie rozczarowali - i oby tak pozostało, bo 1 czerwca jadę odpocząć do Badacsony...