15-02-2014, 22:04
Ulotkę reklamującą nowy zespół basenów niedaleko LM dał nam słowacki celnik na przejściu granicznym Konieczna (koło Gorlic). Nasze wnuki być może nie zechcą wierzyć w opowieści o drabach, którzy stali przy drodze i odbierali podróżnym towary legalnie zakupione w innym kraju, jeżeli im się coś tylko nie spodobało. Mój drab był życzliwy, a że jechaliśmy jak zwykle bez planu, więc skorzystaliśmy z zaproszenia. Było fajnie - i drogo, mimo promocji, bo jeszcze nie zdążyli napełnić wszystkich basenów. Z głośników non stop leciała męcząca muzyka. Czteroletni syn chyba ze sto razy pod rząd zjechał z trzymetrowej zjeżdżalni, która jakoś nie cieszyła się zainteresowaniem innych dzieci.
Wtedy nie było jeszcze spa, wioski Celtów, rancha i rodeo ani innych fajerwerków.
Przypomniała mi się historia opowiadana w maju zeszłego roku w basenie Sarospatak przez młode małżeństwo z Podkarpacia. Byli z dziećmi w Tatralandii, w trzy dni pękły jakieś 4 tysiące, a gdy po powrocie zapytali maluchów, co było takie naj-naj-najfajniejsze, dowiedzieli się, że: "że można było pogłaskać króliczka". Więc doszli do wniosku, że to samo można było mieć za darmo, odwiedzając ciotkę na wsi. Takie już są niewdzięczne te dzieci.
Byłbym zapomniał: weszliśmy wtedy z górnej stacji krzesełka na szczyt Chopoka (różnica wysokości około 400m). Widoki wspaniałe. Oto nasza ekipa:
Wtedy nie było jeszcze spa, wioski Celtów, rancha i rodeo ani innych fajerwerków.
Przypomniała mi się historia opowiadana w maju zeszłego roku w basenie Sarospatak przez młode małżeństwo z Podkarpacia. Byli z dziećmi w Tatralandii, w trzy dni pękły jakieś 4 tysiące, a gdy po powrocie zapytali maluchów, co było takie naj-naj-najfajniejsze, dowiedzieli się, że: "że można było pogłaskać króliczka". Więc doszli do wniosku, że to samo można było mieć za darmo, odwiedzając ciotkę na wsi. Takie już są niewdzięczne te dzieci.
Byłbym zapomniał: weszliśmy wtedy z górnej stacji krzesełka na szczyt Chopoka (różnica wysokości około 400m). Widoki wspaniałe. Oto nasza ekipa: