Rockmaraton 2012 - az utolsó
#4
DZIEŃ 3.
Dzień standardowo rozpoczęłam od prysznica i śniadania. Później postanowiłam dołączyć do jednej z zabaw, które organizowano w OffRock Tanyi. Nazywała się Arcvadász, „Łowca twarzy”, a polegała na tym, że należało się zgłosić do namiotu organizatorów, gdzie zapisywano dane zawodnika i przydzielano mu numerek, następnie dostawał plik karteczek z wydrukowanym numerkiem, robiono mu zdjęcie, a sam dostawał zdjęcie jakiejś innej osoby biorącej udział w zabawie. Taką osobę należało odnaleźć, wziąć od niej numerek (ew. zrobić sobie z nią zdjęcie albo stawić się z nią osobiście do organizatorów) i przynieść razem ze zdjęciem do namiotu, wtedy dostawało się kolejną osobę do znalezienia. Za znalezienie 3 osób, a potem bodaj 4 i chyba znów 3 wygrywało się piwo. Na festiwalu było około 5-10 tysięcy uczestników (w zasadzie tylko 5-10 tysięcy, porównajmy to sobie z naszym, bagatela, półmilionowym Woodstockiem), którzy zasadniczo siedzieli albo na terenie festiwalu albo w parku, ale wcale nie było tak łatwo znaleźć właściwe osoby. Mnie na przykład udało się koniec końców znaleźć tylko dwoje (piwo ). Drugą grą, w którą się wkręciłam był Jelképvadász, „Łowca symboli”. Codziennie podawano inną listę symboli, z których co najmniej 8 należało znaleźć i sfotografować, aby dostać przypinkę. Pobiegałam więc trochę wokół wytężając wzrok i udało się: 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9

Później jeszcze chwila posiadówy w parku, obiad, szprycer i powrót na wieczorne koncerty.

Koncertu Nightquesta wysłuchaliśmy z namiotu, a ja sobie dośpiewałam, co umiałam. Nightquest jest węgierskim zespołem, który gra utwory Nightwisha. W ogóle ciekawym zjawiskiem są dla mnie węgierskie zespoły coverowe, których jest całkiem sporo i są nawet całkiem znane. Chodzi mi tu o zespoły, które grają covery tylko jednego wykonawcy (nie wliczam tu całej masy głównie młodych grajków, którzy na cudzych kawałkach dopiero wprawiają się w poważne granie). Na samym tylko Rockmaratonie wystąpiły takie zespoły jak wspomniany Nightquest, Up The Irons – covery Iron Maiden, Rammschwein – Rammstein, Hollywood Rose – Guns’n’Roses, SKA-Pécs – Ska-P, AC/DC/GP – AC/DC, Metallust – Metallica. W Polsce nigdy nie spotkałam się z zespołami grającymi covery tylko jednego zespołu, a nawet jeśli by takie były, to nadawałyby się chyba raczej na jakieś miejskie festyny, a nie bądź co bądź, poważny rockowy festiwal.

Nie nastawiałam się tego wieczora na wielkie emocje koncertowe, bo dużą scenę Rockélet okupywały legendy węgierskiego metalu, takie jak Kalapács, Moby Dick, Ossian czy Pokolgép, za którymi nie przepadam, więc na ich koncert zajrzałam tylko na parę chwil, a wykonawców ze sceny RedBulla nawet nie znałam.

Na początek Vica namówiła mnie na koncert zespołu Cherry Bomb w NuSkull Pit – niewielkim, kameralnym namiociku. Zespół składał się z czterech sympatycznych dziewcząt – wokalistki, gitarzystki, basistki i perkusistki, które co prawda grały tylko rovery, ale dały naprawdę niezłego czadu, także namiot aż cały podskakiwał, a męska część publiczności próbowała się dorwać do grających.

Później po włóczeniu się tu i tam, rozmowach i spotkaniach, zostałam zaciągnięta na koncert zespołu Konflikt ze Słowacji na scenie RedBulla. Jak się okazało, zespół pochodzi z miasta Šamorín (węg. Somorja), a w jego składzie są zarówno Węgrzy, jak i Słowacy. Wokalista zapowiadał kolejne śpiewane po słowacku kawałki swoim węgierskim dialektem, a w tłumie wszyscy świetnie się bawili w rytm wesołej, melodyjnej skocznej punkowej muzyki. Podobno w pogo był nawet w ktoś w koszulce „Idősebb vagyok mint Szlovákia” i bawił się równie dobrze, co pozostali ;]

Po Konflikcie na tej samej scenie wystąpił zespół Yellow Spots, grający rockabilly. Nie wiem o czym traktowały ich teksty, ale to, co się działo na scenie i wokół niej skomentowałam po koncercie „Ez jó beteg volt”, a moi rozmówcy stwierdzili, że to było bardzo właściwe określenie. Ze sceny rozbrzmiewały wesołe dźwięki kontrabasu, gitary, dęciaków, które akompaniowały męskim wokalom i dwuosobowemu dziewczęcemu chórkowi. Wszyscy byli umazani sztuczną krwią, ustrojeni maskami chirurgicznymi, bandażami czy kroplówkami. Co jakiś czas wpadał na scenę człowiek-mumia z jakimiś gadżetami, a chwilami nawet polewał publiczność sztuczną krwią. W tym czasie między publicznością biegał inny ich człowiek, również wysmarowany sztuczną krwią, dzierżąc w dłoni nogi od jakiegoś manekina. W międzyczasie w tłumie znalazła się jeszcze jakaś czaszka i gumowy penis, z czego publiczność próbowała poskładać jakiś człowiekoidalny kształt.

I tak dotrwałam do końca czwartku.
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Rockmaraton 2012 - az utolsó - przez Lilly Lill - 21-07-2012, 21:40
RE: Rockmaraton 2012 - az utolsó - przez Lilly Lill - 29-07-2012, 18:02
RE: Rockmaraton 2012 - az utolsó - przez Lilly Lill - 02-09-2012, 20:55



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości