29-12-2012, 12:42
To i ja dołączę swój głos "kończący", skierowany do Aquincum. Piszesz tak:
"Czy ktoś z Was czuł się zagrożony na Węgrzech z tego tytułu że jest Polakiem?
Czy kogoś z Was pobiła Magyar Gárda lub członkowie Jobbiku lub innej formacji prawicowej?
Czy komuś z Was uszkodzili samochód, ewidentnie dlatego że był na polskich numerach?"
Czy to znaczy, że skoro wyżej wymienieni nie zwracają się (na razie) przeciwko Polakom, to wszystko jest w porządku? Mamy zatem spoglądać nie dalej niż koniec naszego, polskiego nosa? Ale zwracają się przeciwko Żydom i Romom, słowem oraz czynem. Posłanka Jobbiku, prof. prawa (sic!) Morvay (chyba nie przekręciłem nazwiska) zwróciła się do polemizujących z nią w Parlamencie posłów, żeby "się zamknęli i raczej pobawili swoimi obrzezanymi kutasikami" (tak, dosłownie!), a niedawno w Miskolcu omal nie doszło do zamieszek antyromskich po marszu Magyar Gárdy. Trzeba zrozumieć, że takie ruchy nigdy nie kończą na jednym przeciwniku - dziś Żydzi i Romowie, a jutro, kto wie, może Polacy (przykładu dostarczają wydarzenia na Ukrainie, gdzie przeciwników nacjonaliści upatrują we wszystkich okolicznych nacjach). Taka jest logika działania ruchów faszystowskich: dziś marsze z pochodniami i wywrzaskiwanie haseł, jutro rzucanie kamieniami w szyby, a pojutrze przemoc wobec innych - czasami idzie to bardzo szybko.
Dalej piszesz tak: "wkleję tu co Węgrów zbulwersowało, a Ty [do Ribizli] przetłumaczysz, żeby wszyscy forumowicze wiedzieli za co musiał poprosić o azyl po drugiej półkuli ziemi"; dalej w aprobującym tonie przywołujesz przykład "lekko poturbowanego" Johnny'ego Rottena. Czy mamy przez to rozumieć, że pochwalasz przemoc (lub groźby użycia tejże) za napisanie artykułu (nie rozumiem go, niestety, ale to obojętne)? Pisarz wyraził to, co myślał, takie jego prawo w kraju pretendującym do miana demokratycznego, kto się z jego poglądem nie zgadza - to droga wolna na łamy prasy, podjąć polemikę i dyskutować, a nie grozić przemocą, bo to zwyczajny bandytyzm i nie ma co tego nazywać inaczej!
Czy atmosfera w Budapeszcie przypomina atmosferę "Kabaretu", czy nie przypomina, to rzecz dyskusyjna. Ale i w Niemczech zaczęło się od hord wrzaskliwych bandytów, maszerujących z pochodniami i wykrzykujących pseudopatriotyczne hasła, a nie zaraz od wojny. Obaj panowie Kertészowie widzieli w życiu niejedno, bardzo dużo przeczytali i daje im to niezmiernie szeroką perspektywę spojrzenia, zatem dużo może im się z dzisiejszą sytuacją Węgier kojarzyć. Rzecz nie w nowoczesnych technologiach i w wieku, ale w oczytaniu, erudycji i umiejętności myślenia - polecam Ci to samo, skorzysta na tym również Twoja ortografia (bo piszesz "nie wieżę politykom" - powinno być "wierzę", od słowa "wiara").
Reasumując: działalności ruchów takich jak Jobbik, Magyar Gárda i im podobnych nie wolno tolerować i pobłażać im, należy je piętnować, a nie podchodzić do nich z wyrozumiałością. Już kiedyś moziba słusznie pisał, że z takimi Węgrami nie chce mieć do czynienia. Zgadzam się z nim i na tym kończę tę dyskusję.
"Czy ktoś z Was czuł się zagrożony na Węgrzech z tego tytułu że jest Polakiem?
Czy kogoś z Was pobiła Magyar Gárda lub członkowie Jobbiku lub innej formacji prawicowej?
Czy komuś z Was uszkodzili samochód, ewidentnie dlatego że był na polskich numerach?"
Czy to znaczy, że skoro wyżej wymienieni nie zwracają się (na razie) przeciwko Polakom, to wszystko jest w porządku? Mamy zatem spoglądać nie dalej niż koniec naszego, polskiego nosa? Ale zwracają się przeciwko Żydom i Romom, słowem oraz czynem. Posłanka Jobbiku, prof. prawa (sic!) Morvay (chyba nie przekręciłem nazwiska) zwróciła się do polemizujących z nią w Parlamencie posłów, żeby "się zamknęli i raczej pobawili swoimi obrzezanymi kutasikami" (tak, dosłownie!), a niedawno w Miskolcu omal nie doszło do zamieszek antyromskich po marszu Magyar Gárdy. Trzeba zrozumieć, że takie ruchy nigdy nie kończą na jednym przeciwniku - dziś Żydzi i Romowie, a jutro, kto wie, może Polacy (przykładu dostarczają wydarzenia na Ukrainie, gdzie przeciwników nacjonaliści upatrują we wszystkich okolicznych nacjach). Taka jest logika działania ruchów faszystowskich: dziś marsze z pochodniami i wywrzaskiwanie haseł, jutro rzucanie kamieniami w szyby, a pojutrze przemoc wobec innych - czasami idzie to bardzo szybko.
Dalej piszesz tak: "wkleję tu co Węgrów zbulwersowało, a Ty [do Ribizli] przetłumaczysz, żeby wszyscy forumowicze wiedzieli za co musiał poprosić o azyl po drugiej półkuli ziemi"; dalej w aprobującym tonie przywołujesz przykład "lekko poturbowanego" Johnny'ego Rottena. Czy mamy przez to rozumieć, że pochwalasz przemoc (lub groźby użycia tejże) za napisanie artykułu (nie rozumiem go, niestety, ale to obojętne)? Pisarz wyraził to, co myślał, takie jego prawo w kraju pretendującym do miana demokratycznego, kto się z jego poglądem nie zgadza - to droga wolna na łamy prasy, podjąć polemikę i dyskutować, a nie grozić przemocą, bo to zwyczajny bandytyzm i nie ma co tego nazywać inaczej!
Czy atmosfera w Budapeszcie przypomina atmosferę "Kabaretu", czy nie przypomina, to rzecz dyskusyjna. Ale i w Niemczech zaczęło się od hord wrzaskliwych bandytów, maszerujących z pochodniami i wykrzykujących pseudopatriotyczne hasła, a nie zaraz od wojny. Obaj panowie Kertészowie widzieli w życiu niejedno, bardzo dużo przeczytali i daje im to niezmiernie szeroką perspektywę spojrzenia, zatem dużo może im się z dzisiejszą sytuacją Węgier kojarzyć. Rzecz nie w nowoczesnych technologiach i w wieku, ale w oczytaniu, erudycji i umiejętności myślenia - polecam Ci to samo, skorzysta na tym również Twoja ortografia (bo piszesz "nie wieżę politykom" - powinno być "wierzę", od słowa "wiara").
Reasumując: działalności ruchów takich jak Jobbik, Magyar Gárda i im podobnych nie wolno tolerować i pobłażać im, należy je piętnować, a nie podchodzić do nich z wyrozumiałością. Już kiedyś moziba słusznie pisał, że z takimi Węgrami nie chce mieć do czynienia. Zgadzam się z nim i na tym kończę tę dyskusję.