W poprzednich postach padło pytanie, czy ktoś był na lipcowym festiwalu wina w Egerze. Ja tam byłem, miód i wino piłem... ; w gruncie rzeczy miodu nie, ale liczne gatunki win wynagrodziły ten brak. Cały centralny plac Egeru - Dobó tér - zajmowały stanowiska winiarzy, restauratorów i serowarów. Pozostało jednak dość miejsca na estradę, na której występowały zespoły grające przeważnie muzykę ludową lub cygańską. Przed estradą zaś odbywały się tańce, ale nie w wykonaniu artystów, lecz gości, którymi dyrygował wodzirej z przypiętym mikrofonem podłączonym do aparatury nagłaśniającej. Cały czas uwijał się w tańcu razem z innymi, lecz gadał bez przerwy, dyrygował rwącymi się do tańca turystami, zapowiadał i objaśniał figury, podawał kierunek tańca w parach i w kółeczku (jobbra!, balra!), dzięki czemu panował porządek, nikt na nikogo nie wpadał, a wszyscy się znakomicie bawili. Oto kilka zdjęć z imprezy:
Pragnienie wzmożone tańcem gasiło się wyrobami okolicznych winnic, dostępnymi na straganach po zakupie najpierw kielicha z okolicznościowym napisem (zachowałem na pamiątkę i mam do dzisiaj), a potem żetonów wymienianych na wino. Można też było zjeść coś gorącego, choć niewielu się na to decydowało, bo lipcowy wieczór był upalny, za to próbowałem wybornych, długo dojrzewających serów o korzennych i orzechowych aromatach. Były naprawdę pyszne, choć osobiście nie jestem entuzjastą żółtych serów, więc muszą być naprawdę wyjątkowe, by mi posmakowały. Na rynku kłębił się wielonarodowy tłum, słyszało się oprócz węgierskiego rozmaite języki europejskie - prawdziwa globalna wioska w miniaturze. Może impreza zawsze cieszy się takim powodzeniem, a może to była reakcja na pierwszy sezon po wejściu Węgier do strefy Schengen (2008 r.), nie wiem. W każdym razie to jedna z najsympatyczniejszych imprez, jakie pamiętam. Trwała do późnej nocy, winiarze chyba dość gruntownie opróżnili swoje piwniczki, przygotowując się do nowego winobrania, ale wszędzie panował spokój, wesołość i życzliwość. Na następny dzień rano przydał się czekający w lodówce, potężny arbuz, który doskonale nawadnia i wspomaga metabolizm .
Jeśli chodzi o inne atrakcje Egeru, to następnym razem może napiszę o zamku i o muzeum autora Gwiazd Egeru, Gárdonyiego Gézy.
Uups! Zapomniałem o zmniejszeniu dwóch ostatnich zdjęć - przepraszam! Może Admin będzie umiał to zrobić...
Pragnienie wzmożone tańcem gasiło się wyrobami okolicznych winnic, dostępnymi na straganach po zakupie najpierw kielicha z okolicznościowym napisem (zachowałem na pamiątkę i mam do dzisiaj), a potem żetonów wymienianych na wino. Można też było zjeść coś gorącego, choć niewielu się na to decydowało, bo lipcowy wieczór był upalny, za to próbowałem wybornych, długo dojrzewających serów o korzennych i orzechowych aromatach. Były naprawdę pyszne, choć osobiście nie jestem entuzjastą żółtych serów, więc muszą być naprawdę wyjątkowe, by mi posmakowały. Na rynku kłębił się wielonarodowy tłum, słyszało się oprócz węgierskiego rozmaite języki europejskie - prawdziwa globalna wioska w miniaturze. Może impreza zawsze cieszy się takim powodzeniem, a może to była reakcja na pierwszy sezon po wejściu Węgier do strefy Schengen (2008 r.), nie wiem. W każdym razie to jedna z najsympatyczniejszych imprez, jakie pamiętam. Trwała do późnej nocy, winiarze chyba dość gruntownie opróżnili swoje piwniczki, przygotowując się do nowego winobrania, ale wszędzie panował spokój, wesołość i życzliwość. Na następny dzień rano przydał się czekający w lodówce, potężny arbuz, który doskonale nawadnia i wspomaga metabolizm .
Jeśli chodzi o inne atrakcje Egeru, to następnym razem może napiszę o zamku i o muzeum autora Gwiazd Egeru, Gárdonyiego Gézy.
Uups! Zapomniałem o zmniejszeniu dwóch ostatnich zdjęć - przepraszam! Może Admin będzie umiał to zrobić...