Rockmaraton 2012 - az utolsó
#6
Terminowe kończenie opowieści wyjazdowych nie jest moją mocną stroną... Późno, ale oto ostatnia część wspomnień z Rockmaratonu.

DZIEŃ 5.
Ostatni dzień rockmaratonowych koncertów spędziłam podobnie jak poprzednie krążąc między terenem festiwalu i parkiem. Wymieniłam chłopca z arcvadász na jakąś dziewczynę, ale i jej nie udało mi się znaleźć. Zarzuciłam też szukanie symboli na rzecz byczenia się na kocyku w parku. Wieczorem próbowałyśmy z Vicą wymienić jeszcze jej znalezioną jedną osobę i moje dwie na piwo, ale nie chcieli nam tego zaliczyć Smutek Przed koncertami dożywiłam się przy festiwalowym grillu, gdzie daniem dnia były pieczone ziemniaki z kiełbasą – dobre, ale mało trochę…
Jeśli o koncerty, to zobaczyłam tego dnia tylko Romeó Vérzik – węgierski rock ze Słowacji, całkiem do rzeczy, i Aurórę, która bardzo przypominała mi polskie punk rockowe zespoły, których namiętnie słuchałam w gimnazjum i liceum, więc i na tym koncercie dobrze się bawiłam.
Później siedziałyśmy sobie z dziewczętami przy stoliku w OffRock Tanyi i rozmawiałyśmy o tym i owym, a na koniec wpadłyśmy jeszcze dosłownie na kilka chwil na rockotekę w namiocie Zúzdy. Po tym stwierdziłam, że mnie zmogło i idę spać, bo następnego dnia czekała nas wczesna pobudka i długa droga.

DZIEŃ 6.
O 7 rano wstałam półżywa i zaczęłam od wzięcia prysznica. Potem z Vicą i Andrisem poskładaliśmy nasze namioty, zapakowaliśmy wszystko i podążyliśmy na przystanek autobusu, który miał nas zawieźć do Peczu. Poza nami na autobus czekała już niezła grupka ludzi, ale na szczęście peczeński Volán wykazał się pomyślunkiem, bo podesłał po nas dwa autobusy, w tym jeden przegubowy. Sprzedaż biletów trwała na tyle długo, że odjechaliśmy z 15 minutowym opóźnieniem, ale w Peczu i tak mieliśmy chyba 1,5 h oczekiwania na pociąg. W naprawdę konkretnym ścisku (który moi kumple uwieczniali na zdjęciach) zajechaliśmy w 20 min do Peczu. Dziś wiem, że to było nic, bo parę tygodni później wracałam w podobnym ścisku z Kostrzyna nad Odrą do Warszawy 7 godzin pociągiem (cud, żem w ogóle się wepchnęła do tego pociągu, więc nie narzekam aż tak bardzo). W Peczu zahaczyłyśmy jeszcze z Vicą o miejscowego chińczyka (rozmowa z Chiniolem po węgiersku – bezcenne…), a ja zrobiłam szybki obieg centrum w poszukiwaniu sklepu jedzeniem, bo nie zostało mi prawie nic, a tak się składało, że po przyjeździe do Budapesztu miałam niecałą godzinę na dostanie się z Déli na Népliget, żeby przesiąść się w autobus, który następnie zawiózł mnie do Wiednia, więc musiałam zrobić zapas na drogę. W pociągu nie działo się już nic niezwykłego, wszyscy byli zmęczeni i podrzemywali. W Budapeszcie wskoczyłam w metro i szczęśliwie zdążyłam na swój autobus. I tu w zasadzie kończy się historia tegorocznego Rockmaratonu. I tu takie małe potwierdzenie, że rzeczywiście byłam w Wiedniu Oczko

Ogólnie festiwal mi się podobał, zobaczyłam parę zespołów, które znam i lubię, a także poznałam parę nowych, które przypadły mi do gustu. Spędzałam miło czas ze starymi i nowymi znajomymi. Zakosztowałam węgierskiego życia festiwalowego. Pierwsze moje wrażenie było „ależ ten festiwal malutki”, później, gdy zaczęły się koncerty, przestałam na to zwracać uwagę. I zapytana tuż po festiwalu o wrażenia zanosiłabym się achami i ochami, ale w międzyczasie pobyłam dni kilka na naszym Woodstocku, no i (nie)stety po tym wrażeniu Rockmaraton, choć bardzo sympatyczny, wydaje się naprawdę maciupeńki i kameralny.

Na koniec kilka widoczków z Rockmaratonu. Przepraszam, jeśli coś dubluje się z tym, co wstawiałam wcześniej, ale po tak długim czasie już nie bardzo pamiętam, co wstawiałam, a czego nie:
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11
Odpowiedz


Wiadomości w tym wątku
Rockmaraton 2012 - az utolsó - przez Lilly Lill - 21-07-2012, 21:40
RE: Rockmaraton 2012 - az utolsó - przez Lilly Lill - 29-07-2012, 18:02
RE: Rockmaraton 2012 - az utolsó - przez Lilly Lill - 02-09-2012, 20:55



Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości