Celem naszej wędrówki najwyższy szczyt Gór Zemplińskich. Pozornie dotrzeć tam jest łatwo bo ma tylko niecałe 900 m. npm, ale wędrując warto pamiętać że wychodzi się z niskiego pułapu ( nasz start był na poziomie 380 m. npm) a więc czekało nas przewyższenie ok 500 metrów w pionie , czyli podobnie jak przy wychodzeniu na najwyższy szczyt w polskich Bieszczadach.
Początkowo łagodnie zarastającymi łąkami wchodzimy w rachityczny las , który w wyższych partiach przerodził się w ładny bukowy las w którym ktoś porozrzucał kamienie.
...
Fajną sprawą były miejsca odpoczynku, czasem w postaci kręgu ławek, a czasem przybierające postać budek w których kilka osób może się schronić w razie niepogody. Szlaków było wiele dając różne kombinacje, ale są dobrze oznaczone w terenie.
....
...
....
Na szlaku tego dnia nie spotkaliśmy nikogo, no nie licząc porykującego groźnie rogatego stwora który początkowo potraktował nas jako konkurencję, ale gdy się zorientował że to postacie dwunożne dał nura w krzaki, a my nie zdążyliśmy zrobić mu pamiątkowego zdjęcia.
Okazuje się że na Węgrzech też jelenie mają swoją porę rykowiska.
.....
.
W końcowej części szlak biegnie granicą węgiersko-słowacką, i jest to podejście bardzo strome , które zdecydowanie lepiej jest pokonywać z asekuracją kijków.
Mocno zmęczeni wychodzimy na kulminację z punktem widokowym otwierającym się na północ, a po kwadransie zdobywamy szczyt
...
..
Szczyt jest zalesiony i stoi na nim betonowy obelisk oraz tablica informująca że jest to (dawniejsze) turystyczne przejście graniczne
Obok ławeczki ze stołem z których chętnie korzystamy , bo już najwyższy czas na posiłek.
Po nawodnieniu i złapaniu nowych sił schodzimy dalej szlakiem aby po 10 minutach osiągnąć brata bliźniaka czyli szczyt Mały Milicz (mniejszy raptem o kilka metrów, ale mający tą zaletę że jest tu wieża widokowa , z której można z góry popatrzeć na majestatyczne zamczysko Füzér
i całą masę innych górek, ....ach gdyby jeszcze tak trafić na lepszą pogodę
...
...
Schodzimy łagodnie , korzystając z kolejnych miejsc odpoczynku prosto na parking pod zamkiem.
Całość trasy 15,5 km zajęła ponad 7 godzin, więc trochę więcej niż spacerek
Początkowo łagodnie zarastającymi łąkami wchodzimy w rachityczny las , który w wyższych partiach przerodził się w ładny bukowy las w którym ktoś porozrzucał kamienie.
...
Fajną sprawą były miejsca odpoczynku, czasem w postaci kręgu ławek, a czasem przybierające postać budek w których kilka osób może się schronić w razie niepogody. Szlaków było wiele dając różne kombinacje, ale są dobrze oznaczone w terenie.
....
...
....
Na szlaku tego dnia nie spotkaliśmy nikogo, no nie licząc porykującego groźnie rogatego stwora który początkowo potraktował nas jako konkurencję, ale gdy się zorientował że to postacie dwunożne dał nura w krzaki, a my nie zdążyliśmy zrobić mu pamiątkowego zdjęcia.
Okazuje się że na Węgrzech też jelenie mają swoją porę rykowiska.
.....
.
W końcowej części szlak biegnie granicą węgiersko-słowacką, i jest to podejście bardzo strome , które zdecydowanie lepiej jest pokonywać z asekuracją kijków.
Mocno zmęczeni wychodzimy na kulminację z punktem widokowym otwierającym się na północ, a po kwadransie zdobywamy szczyt
...
..
Szczyt jest zalesiony i stoi na nim betonowy obelisk oraz tablica informująca że jest to (dawniejsze) turystyczne przejście graniczne
Obok ławeczki ze stołem z których chętnie korzystamy , bo już najwyższy czas na posiłek.
Po nawodnieniu i złapaniu nowych sił schodzimy dalej szlakiem aby po 10 minutach osiągnąć brata bliźniaka czyli szczyt Mały Milicz (mniejszy raptem o kilka metrów, ale mający tą zaletę że jest tu wieża widokowa , z której można z góry popatrzeć na majestatyczne zamczysko Füzér
i całą masę innych górek, ....ach gdyby jeszcze tak trafić na lepszą pogodę
...
...
Schodzimy łagodnie , korzystając z kolejnych miejsc odpoczynku prosto na parking pod zamkiem.
Całość trasy 15,5 km zajęła ponad 7 godzin, więc trochę więcej niż spacerek