09-08-2015, 17:06
Ostrzegam i z lekka "hejtuję" - kemping Tulipan w Egerze. http://www.tulipancamping.com/arak
Ponieważ siedzę 2 miesiące w Hortobagy, postanowiłam urządzić sobie weekendową wycieczkę i odpocząć od nieludzkich upałów puszty. Plan był taki, że jadę do Aggtelek (1 noc na kempingu, w samochodzie, bo nie mam namiotu, w Polsce nie planowałam że będę się tak szwędać ). A drugi nocleg miał być w Górach Bukowych albo w Egerze. W Aggtelek świetny kemping, miła obsługa, BEZPIECZNE pole... zapłaciłam 1300ft, więc super!
W Egerze spodziewałam się czegoś podobnego. Ale nie...
1. Nie wiadomo na jakich zasadach funkcjonuje recepcja ("wybierz sobie miejsce, a później wszystko ustalimy" - kartka na drzwiach, drzwi zamknięte)
2. dorwałam pana z recepcji, bo akurat się pojawił, wypełniłam formularz, pan ZABRAŁ mi prawko (stwierdziłam, że dowód osobisty wolę mieć przy sobie, a coś musiałam mu dać...). Powiedział, że rozliczamy się jutro, potwierdził, że przyją mnie jako: 1 os+1samochód. NIE DOSTAŁAM ŻADNEJ KARTECZKI, BILETU... nic.
3. Wybrałam miejsce, ale po zmierzchu okazało się, że przez szybę samochodu latarnia mi lampi po oczach, więc postanowiłam przestawić samochód na skraj pola. Wzdłuż ogrodzenia był rów odwadniający (50cm głęboki, 30-40cm szeroki... wyłożony betonowymi bloczkami, ale pomiędzy nimi zarośnięty trawą. Oczywiście go nie zauważyłam, był nieogrodzony, nieopalikowany, nawet nie skoszony - może wtedy byłoby go widać... i wpadłam jednym kołem do niego... inni turyści rzucili mi się na pomoc, para Niemców, para z Polski, którą poznałam na kempingu w Aggtelek... Od innej pani pozyczyłam linę holowniczą... próbowałam też zawiadomić obsługę kempingu i prosić ich o pomoc. Następny pan z recepcji, spytany czy mówi po angielsku odpowiedział, że tylko po niemiecku. Okazało się, że jego niemiecki jednak kończy się na sprzedaży biletów i udzielaniu podstawowych informacji :/. Pomocy zero!!! własnymi siłami wyciągnęliśmy mój samochód...
4. Dzisiaj rano na recepcji chciałam złożyć reklamację, bo to nie może tak być, że dziura, że brak oznakoawnia... (kolejny pan, ten mówi po angielsku), zero pomocy no i co najważniejsze - NIE WIEM, czy auto wisząc podwoziem na tych betonach czegoś sobie nie uszkodziło. Pan stwierdził, że to nie jego problem i nie ich wina, że wjechałam w tenrów. Rzekomo przez 25 lat nikt w niego nie wjechał... Usłyszałam, że mam patrzeć jak jeżdżę. To że jest nieoznakowany rów to przecież normalne... No i z jakiej racji obsługa miałąby się poczuwać do pomocy?!
5. Stwierdziłam, że dłuższa rozmowa z tym panem nie ma sensu. Postanowiłam, że reguluję rachunek i jadę z tego piekielnego miejsca. Pan mnie spytał o numer miejsca postojowego. Mówię, że nie wiem. Pyta, czy mam karteczkę/bilecik... mówię że nie. Unosząc głos stwirdził, że to niemożliwe, żebym nie miała karteczki, odpowiedziałam, że nie dostałam. "no ale to niemożliwe!". po imieniu i nazwisku znalazł mnie na liście "gości" i kazał zapłacić 2150ft. Mówię, że przecież nie miałam namiotu... ale to nie szkodzi, bo za 1 osobę jest tyle (wg cennika 1 os 800ft+ 1 samochód 400ft + opłata klimatyczna 450 ft, no za nic nie wychodzi 2150 ft...). Podejrzliwie też pytał, czy aby na pewno JEDNA osoba. no bo przecież to dziwne, żeby kobieta podróżowała sama...
6. Po uregulowaniu opłaty otrzymałam z powrotem moje prawo jazdy, ale rachunku nie dostałam....
Cóż... Na szczęście wróciłam już do Hortobagy i nie zauważyłam niczego niepokojącego w samochodzie. Ale niesmak pozostał... Kiedyś zakochałam się w Egerze, ale to było poza sezonem. Teraz będzie musiało upłynąć spoooro czasu nim ponownie tam zawitam. I na pewno będę omijać i nakłaniać do omijania kempingu Tulipan :/
ps. Należę do tych kobiet, które potrafią sobie na trasie wymienić koło jak złapią gumę... Jednocześnie jestem czujna podróżując samotnie i unikam niebezpiecznych sytuacji. W tym przypadku gdyby nie uprzejmość turystów, pewnie dalej moje auto wisiałoby w tym rowie :/
Ponieważ siedzę 2 miesiące w Hortobagy, postanowiłam urządzić sobie weekendową wycieczkę i odpocząć od nieludzkich upałów puszty. Plan był taki, że jadę do Aggtelek (1 noc na kempingu, w samochodzie, bo nie mam namiotu, w Polsce nie planowałam że będę się tak szwędać ). A drugi nocleg miał być w Górach Bukowych albo w Egerze. W Aggtelek świetny kemping, miła obsługa, BEZPIECZNE pole... zapłaciłam 1300ft, więc super!
W Egerze spodziewałam się czegoś podobnego. Ale nie...
1. Nie wiadomo na jakich zasadach funkcjonuje recepcja ("wybierz sobie miejsce, a później wszystko ustalimy" - kartka na drzwiach, drzwi zamknięte)
2. dorwałam pana z recepcji, bo akurat się pojawił, wypełniłam formularz, pan ZABRAŁ mi prawko (stwierdziłam, że dowód osobisty wolę mieć przy sobie, a coś musiałam mu dać...). Powiedział, że rozliczamy się jutro, potwierdził, że przyją mnie jako: 1 os+1samochód. NIE DOSTAŁAM ŻADNEJ KARTECZKI, BILETU... nic.
3. Wybrałam miejsce, ale po zmierzchu okazało się, że przez szybę samochodu latarnia mi lampi po oczach, więc postanowiłam przestawić samochód na skraj pola. Wzdłuż ogrodzenia był rów odwadniający (50cm głęboki, 30-40cm szeroki... wyłożony betonowymi bloczkami, ale pomiędzy nimi zarośnięty trawą. Oczywiście go nie zauważyłam, był nieogrodzony, nieopalikowany, nawet nie skoszony - może wtedy byłoby go widać... i wpadłam jednym kołem do niego... inni turyści rzucili mi się na pomoc, para Niemców, para z Polski, którą poznałam na kempingu w Aggtelek... Od innej pani pozyczyłam linę holowniczą... próbowałam też zawiadomić obsługę kempingu i prosić ich o pomoc. Następny pan z recepcji, spytany czy mówi po angielsku odpowiedział, że tylko po niemiecku. Okazało się, że jego niemiecki jednak kończy się na sprzedaży biletów i udzielaniu podstawowych informacji :/. Pomocy zero!!! własnymi siłami wyciągnęliśmy mój samochód...
4. Dzisiaj rano na recepcji chciałam złożyć reklamację, bo to nie może tak być, że dziura, że brak oznakoawnia... (kolejny pan, ten mówi po angielsku), zero pomocy no i co najważniejsze - NIE WIEM, czy auto wisząc podwoziem na tych betonach czegoś sobie nie uszkodziło. Pan stwierdził, że to nie jego problem i nie ich wina, że wjechałam w tenrów. Rzekomo przez 25 lat nikt w niego nie wjechał... Usłyszałam, że mam patrzeć jak jeżdżę. To że jest nieoznakowany rów to przecież normalne... No i z jakiej racji obsługa miałąby się poczuwać do pomocy?!
5. Stwierdziłam, że dłuższa rozmowa z tym panem nie ma sensu. Postanowiłam, że reguluję rachunek i jadę z tego piekielnego miejsca. Pan mnie spytał o numer miejsca postojowego. Mówię, że nie wiem. Pyta, czy mam karteczkę/bilecik... mówię że nie. Unosząc głos stwirdził, że to niemożliwe, żebym nie miała karteczki, odpowiedziałam, że nie dostałam. "no ale to niemożliwe!". po imieniu i nazwisku znalazł mnie na liście "gości" i kazał zapłacić 2150ft. Mówię, że przecież nie miałam namiotu... ale to nie szkodzi, bo za 1 osobę jest tyle (wg cennika 1 os 800ft+ 1 samochód 400ft + opłata klimatyczna 450 ft, no za nic nie wychodzi 2150 ft...). Podejrzliwie też pytał, czy aby na pewno JEDNA osoba. no bo przecież to dziwne, żeby kobieta podróżowała sama...
6. Po uregulowaniu opłaty otrzymałam z powrotem moje prawo jazdy, ale rachunku nie dostałam....
Cóż... Na szczęście wróciłam już do Hortobagy i nie zauważyłam niczego niepokojącego w samochodzie. Ale niesmak pozostał... Kiedyś zakochałam się w Egerze, ale to było poza sezonem. Teraz będzie musiało upłynąć spoooro czasu nim ponownie tam zawitam. I na pewno będę omijać i nakłaniać do omijania kempingu Tulipan :/
ps. Należę do tych kobiet, które potrafią sobie na trasie wymienić koło jak złapią gumę... Jednocześnie jestem czujna podróżując samotnie i unikam niebezpiecznych sytuacji. W tym przypadku gdyby nie uprzejmość turystów, pewnie dalej moje auto wisiałoby w tym rowie :/