13-04-2014, 13:08
Co do samego Miszkolca, to niewiele pomogę, bo nigdy w nim nie nocowaliśmy, chociaż kilkukrotnie (chyba ze cztery razy) byliśmy w basenach jaskiniowych.
A tak bardziej ogólnie, to lubię Tesco, bo nie są tak duże jak hipermarkety (zauważyłem, że te są traktowane często nie tylko jako miejsce zakupów, ale też miejsce rodzinnych wycieczek), zawsze w pasażu są kantory walutowe, gdzie zawsze jest bezpieczna wymiana, a ponadto jest w Tesco dostępna Traubisoda w przeciwieństwie na przykład do SPAR-ów, których na Węgrzech jest sporo. Ponadto w Tesco jest zawsze nasza ulubiona seledynowa średnio-ostra papryka i paprykowany salcesonik. Nie wiem, czy to przypadek, ale gdy porównujemy arbuzy, to zazwyczaj te z przydrożnych stoisk okazują się mniej słodkie i droższe (?!) od tych z Tesco. A ponieważ arbuzy to nasz obowiązkowy wieczorny deser, gdy przejeżdżamy obok Tesco, to je tam kupujemy.
Generalnie robimy na Węgrzech zakupy albo w Tesco albo w małych sklepikach. Szczególnie często korzystamy z Tesco w Mezokovesd, bo jest położone tak fajnie przy trasie nawet jeśli nocujemy w Bogacs, czy Cserepfalu.
Jeszcze jedno sentymentalne wspomnienie. Gdy w latach 80/90-tych jeździłem do B-tu, to tamtejsze ówczesne hipermarkety (wtedy się mówiło raczej "domy towarowe") jawiły się jako Sezamy pełne niedostępnego w Polsce dobra. Szczególnie zapamiętałem trzy z nich: Skala, Korvin i Sugar. Gdy wchodziłem do tych miejsc zastanawiałem się nad tym dlaczego tak nie mogą być zaopatrzone sklepy w Polsce. Rozumiałem, że tzw. "zachód" to inna sprawa, ale Węgry to przecież też były "demoludy".
A tak bardziej ogólnie, to lubię Tesco, bo nie są tak duże jak hipermarkety (zauważyłem, że te są traktowane często nie tylko jako miejsce zakupów, ale też miejsce rodzinnych wycieczek), zawsze w pasażu są kantory walutowe, gdzie zawsze jest bezpieczna wymiana, a ponadto jest w Tesco dostępna Traubisoda w przeciwieństwie na przykład do SPAR-ów, których na Węgrzech jest sporo. Ponadto w Tesco jest zawsze nasza ulubiona seledynowa średnio-ostra papryka i paprykowany salcesonik. Nie wiem, czy to przypadek, ale gdy porównujemy arbuzy, to zazwyczaj te z przydrożnych stoisk okazują się mniej słodkie i droższe (?!) od tych z Tesco. A ponieważ arbuzy to nasz obowiązkowy wieczorny deser, gdy przejeżdżamy obok Tesco, to je tam kupujemy.
Generalnie robimy na Węgrzech zakupy albo w Tesco albo w małych sklepikach. Szczególnie często korzystamy z Tesco w Mezokovesd, bo jest położone tak fajnie przy trasie nawet jeśli nocujemy w Bogacs, czy Cserepfalu.
Jeszcze jedno sentymentalne wspomnienie. Gdy w latach 80/90-tych jeździłem do B-tu, to tamtejsze ówczesne hipermarkety (wtedy się mówiło raczej "domy towarowe") jawiły się jako Sezamy pełne niedostępnego w Polsce dobra. Szczególnie zapamiętałem trzy z nich: Skala, Korvin i Sugar. Gdy wchodziłem do tych miejsc zastanawiałem się nad tym dlaczego tak nie mogą być zaopatrzone sklepy w Polsce. Rozumiałem, że tzw. "zachód" to inna sprawa, ale Węgry to przecież też były "demoludy".