19-07-2015, 0:00
Właśnie wróciłem z prawie tygodniowego pobytu w Kisvardzie. Pogoda jak zwykle lepsza niż w kraju. Zresztą o tej porze roku na Węgrzech pod namiotem zawsze jest dobra pogoda z wyjątkiem dni z dłuższymi opadami. Camping działa jak zwykle, ceny rosną jak wszędzie. Oczywiście najlepsze dni pobytu na campingu to te w środku tygodnia. Wtedy można liczyć na wysprzątane toalety z papierem. Gorzej natomiast z gastronomią (np. lody) i atrakcjami ( np. sztuczna fala). Się nie opłaca, oszczędności!. W łykendy wszystko działa i wszędzie jest tłok i syf. Po części za sprawą polaków, których jest tam chyba większość - na polu namiotowym, bo na basenach królują węgrzy i słowacy ze sporą domieszką rosyjskojęzycznych.
Może jeszcze jedna wskazówka dotycząca barów: w ostatnim albo najbliższym basenu obsługuje ( nie zawsze) pani mówiąca po słowacku - łatwo się z nią dogadać. W recepcji natomiast pomogła mi znajomość rosyjskiego.
W tym roku nie doświadczyłem "wciskania" swojej jedynie słusznej muzyki do słuchania. Może dlatego, że było sporo ludzi z małymi dziećmi. Ludzie bratali się międzynarodowo gorzałeczką we względnej ciszy i spokoju. I to jest bardzo pozytywny akcent. Ja jak zwykle spotkałem tam dwie znajome rodziny, tyle że, słowackie.
Może jeszcze jedna wskazówka dotycząca barów: w ostatnim albo najbliższym basenu obsługuje ( nie zawsze) pani mówiąca po słowacku - łatwo się z nią dogadać. W recepcji natomiast pomogła mi znajomość rosyjskiego.
W tym roku nie doświadczyłem "wciskania" swojej jedynie słusznej muzyki do słuchania. Może dlatego, że było sporo ludzi z małymi dziećmi. Ludzie bratali się międzynarodowo gorzałeczką we względnej ciszy i spokoju. I to jest bardzo pozytywny akcent. Ja jak zwykle spotkałem tam dwie znajome rodziny, tyle że, słowackie.