11-06-2015, 21:53
Długi czerwcowy weekend 2015 roku przyszło mi spędzić głównie w okolicach Gór Bukowych. Charakterystycznym dla wyjazdu było hasło "jak miło jest późno wstać"... szkoda tylko, że taka przyjemność "kasuje" pół dnia. Wyjazdowi towarzyszyły notoryczne opóźnienia względem przyjętego planu - w pierwszym dniu godzina, w drugim dwie, w trzecim trzy... no ale przynajmniej wszyscy byli wyspani i wypoczęci po atrakcjach i biesiadach dnia poprzedniego.
dzień 1
W pierwszym dniu udało się zrealizować większość punktów programu. Przekroczenie granicy w Korbielowie, dalej przejazd do słowackiej Podbieli i obejrzenie drewnianych, wciąż zamieszkałych, chałup z przełomu XIX/XX w. oraz przełomu Orawy. Dalej przejazd drogami 59/R3 do wioski Podsuchá w dolinie Rewucy, która oddziela Wielką Fatrę od Niżnych Tatr. Stąd biegnie szlak zielony do fenomenalnego, jak się okazało, wodospadu Brankowskiego. Dojście do wodospadu to oficjalnie 35-45 min drogi (w zależności od źródła) i 235 m przewyższenia (z 540 na 775 m.n.p.m.). Przydatne jest solidne obuwie i zdwojona uwaga, szczególnie w końcowej części trasy ze względu na możliwie śliską powierzchnię i stromy stok. Woda opada po prawie pionowej ścianie. Stojąc w pobliżu mieliśmy możliwość zażycia orzeźwiającego spryskania wodną mgiełką i podziwiania tęczy. Padło nawet pytanie: "po co tłuc się dalej na Węgry, skoro jest tu tak pięknie". Ze względu na późny wyjazd z Polski i zasiedzenie się nad wodospadem punkt trzeci wycieczki, czyli penetracja szczytów w okolicy Donowałów, został przełożony na bliżej nie określone "może innym razem", a wycieczka udała się na kwaterę u podnóża Niżnych Tatr, dokonawszy uprzednio zakupów podstawowych artykułów żywnościowych w liptowskomikulaskim (tak to się mówi?) Tesco.
Podbiel
wodospad Brankowski
dzień 2
Dzień drugi upłynął na dojeździe do docelowego miejsca na Węgrzech, wraz ze zwiedzaniem po drodze niektórych okolicznych atrakcji. Ze względu na późną pobudkę padły trzy najważniejsze punkty programu tj. zamki Fiľakovo, Somoskő i Salgó. Udało się natomiast wypełnić pozostałe trzy punkty: kamienny most turecki (XVII w) w Poltár, ruiny synagogi w Łuczeńcu (obecnie w remoncie, ma zostać przerobiona na teatr) i... Tesco w Salgótarján. I tu zaskoczenie: z półek wymiotło wszystkie Tokaje Aszu i kilka innych cenionych wśród Lachów produktów! Zarówno most jak i synagoga to takie małe perełki, które gorąco polecam zobaczyć po drodze na/z. Obejrzenie zajmuje kilka minut, a zadowolenie pozostaje na dłużej.
most w Poltár
boźnica w Łuczeńcu
dzień 3
Jako, że poprzedniego wieczora program imprezy zamknął się "degustacją" zakupionych w Tesco produktów, siłą rzeczy ciężko było wstać. Co do degustacji, oprócz tradycyjnych węgierskich napojów i kolbaszy, odkryciem sezonu okazały się kiszonki, niejednokrotnie dotąd wychwalane na forum. Kiszone niewyrośnięte arbuzy, a tuż obok kiszony kalafior (no ktoby pomyślał, że można takie smakowite rzeczy wykombinować!) bezapelacyjnie trafiają na każdą listę przyszłych węgierskich zakupów.
Gdy już udało się zwlec, w palącym słońcu (34 w cieniu) ruszyliśmy w kierunku Egeru do celu, którym była urocza wioska o wdzięcznej nazwie Czeper, Cseperfla... niechże spojrzę na mapę: Cserépfalu! Po drodze napatoczył się jeszcze drogowskaz "Vodafone kilátó", sugerujący, że od drogi odbiega dojazd do wieży widokowej na górze Vodafone. Dopiero w Polsce okazało się, że owo Vodafone to brytyjska sieć komórkowa (voice, data, fone), a sama położona koło Szarvaskő góra zwie się Major-tető (369 m.n.p.m.). Przy okazji, podjazd do położonego pod wieżą parkingu był chyba najostrzejszym, jaki udało mi się do tej pory pokonać własnym pojazdem. Ze skromych danych technicznych, wieża ma 82 schody, a na jej szczycie zamontowane są anteny, pewnie telefonii komórkowej.
widok na i z wieży 'Vodafone kilátó' na górze Major-tető nad wioską Szarvaskő
Informacje o Cserépfalu, z którymi zdążłyłem się zapoznać przed wyjazdem na Węgry, były dość skromne - miały tam być wykute w skale jaskinie-mieszkania oraz fikuśna wieża widokowa. Po rozmowach z tubylacami ruszyliśmy w kierunku "lakossági barlangok" którą to zaczerpniętą z tłomacza Google frazę zapisałem na kartce jeszcze w Polsce. Hen hen za wioską, po przejściu leśnej drogi i podejściu rodem z Tatry Wysokich doczłapaliśmy do naturalnej jaskini, w której, jak się okazało mieszkali ludzie pierwotni (jakiś czas temu rzecz jasna). Dalsze, prowadzone trochę po omacku, poszukiwania doprowadziły nas do takich ciekawostek jak Wieża Diabła, Wieża Milenijna (właśnie to ta fikuśna) i wreszcie do Małej Ameryki, która okazała się być owymi mieszkalnymi jaskiniami. Jako, że Cserépfalu kazało się być bardzo ciekawą "destynacją", zdecydowanie warto będzie poruszyć temat jego atrakcji w osobnym wątku.
Mała (kis) Ameryka
Ciąg dalszy zakładał zobaczenie kurhanu w Muhi, wizytę w miszkolckim hipermarkecie oraz krajoznawczy przejazd przez Góry Bukowe. Szyki nieco pomieszała degustacja wina w piwniczce w Bogács, powiązana z zakupem prosto z beki (ceny 600-1000 ft/l we własnym naczyniu), więc po niej udało się jedynie nawiedzić Miszkolc. Nawiasem mówiąc węgierskie sklepy, a Auchany szczególnie, to doskonały pożeracz czasu (i dziesiątek tysięcy forintów), bo a to wino, a to palinka, a to kiełbasa, a to woda mineralna... i wszystko to okraszone pytaniem "co wybrać?".
piwniczki w Bogács
c.d.n.
dzień 1
W pierwszym dniu udało się zrealizować większość punktów programu. Przekroczenie granicy w Korbielowie, dalej przejazd do słowackiej Podbieli i obejrzenie drewnianych, wciąż zamieszkałych, chałup z przełomu XIX/XX w. oraz przełomu Orawy. Dalej przejazd drogami 59/R3 do wioski Podsuchá w dolinie Rewucy, która oddziela Wielką Fatrę od Niżnych Tatr. Stąd biegnie szlak zielony do fenomenalnego, jak się okazało, wodospadu Brankowskiego. Dojście do wodospadu to oficjalnie 35-45 min drogi (w zależności od źródła) i 235 m przewyższenia (z 540 na 775 m.n.p.m.). Przydatne jest solidne obuwie i zdwojona uwaga, szczególnie w końcowej części trasy ze względu na możliwie śliską powierzchnię i stromy stok. Woda opada po prawie pionowej ścianie. Stojąc w pobliżu mieliśmy możliwość zażycia orzeźwiającego spryskania wodną mgiełką i podziwiania tęczy. Padło nawet pytanie: "po co tłuc się dalej na Węgry, skoro jest tu tak pięknie". Ze względu na późny wyjazd z Polski i zasiedzenie się nad wodospadem punkt trzeci wycieczki, czyli penetracja szczytów w okolicy Donowałów, został przełożony na bliżej nie określone "może innym razem", a wycieczka udała się na kwaterę u podnóża Niżnych Tatr, dokonawszy uprzednio zakupów podstawowych artykułów żywnościowych w liptowskomikulaskim (tak to się mówi?) Tesco.
Podbiel
wodospad Brankowski
dzień 2
Dzień drugi upłynął na dojeździe do docelowego miejsca na Węgrzech, wraz ze zwiedzaniem po drodze niektórych okolicznych atrakcji. Ze względu na późną pobudkę padły trzy najważniejsze punkty programu tj. zamki Fiľakovo, Somoskő i Salgó. Udało się natomiast wypełnić pozostałe trzy punkty: kamienny most turecki (XVII w) w Poltár, ruiny synagogi w Łuczeńcu (obecnie w remoncie, ma zostać przerobiona na teatr) i... Tesco w Salgótarján. I tu zaskoczenie: z półek wymiotło wszystkie Tokaje Aszu i kilka innych cenionych wśród Lachów produktów! Zarówno most jak i synagoga to takie małe perełki, które gorąco polecam zobaczyć po drodze na/z. Obejrzenie zajmuje kilka minut, a zadowolenie pozostaje na dłużej.
most w Poltár
boźnica w Łuczeńcu
dzień 3
Jako, że poprzedniego wieczora program imprezy zamknął się "degustacją" zakupionych w Tesco produktów, siłą rzeczy ciężko było wstać. Co do degustacji, oprócz tradycyjnych węgierskich napojów i kolbaszy, odkryciem sezonu okazały się kiszonki, niejednokrotnie dotąd wychwalane na forum. Kiszone niewyrośnięte arbuzy, a tuż obok kiszony kalafior (no ktoby pomyślał, że można takie smakowite rzeczy wykombinować!) bezapelacyjnie trafiają na każdą listę przyszłych węgierskich zakupów.
Gdy już udało się zwlec, w palącym słońcu (34 w cieniu) ruszyliśmy w kierunku Egeru do celu, którym była urocza wioska o wdzięcznej nazwie Czeper, Cseperfla... niechże spojrzę na mapę: Cserépfalu! Po drodze napatoczył się jeszcze drogowskaz "Vodafone kilátó", sugerujący, że od drogi odbiega dojazd do wieży widokowej na górze Vodafone. Dopiero w Polsce okazało się, że owo Vodafone to brytyjska sieć komórkowa (voice, data, fone), a sama położona koło Szarvaskő góra zwie się Major-tető (369 m.n.p.m.). Przy okazji, podjazd do położonego pod wieżą parkingu był chyba najostrzejszym, jaki udało mi się do tej pory pokonać własnym pojazdem. Ze skromych danych technicznych, wieża ma 82 schody, a na jej szczycie zamontowane są anteny, pewnie telefonii komórkowej.
widok na i z wieży 'Vodafone kilátó' na górze Major-tető nad wioską Szarvaskő
Informacje o Cserépfalu, z którymi zdążłyłem się zapoznać przed wyjazdem na Węgry, były dość skromne - miały tam być wykute w skale jaskinie-mieszkania oraz fikuśna wieża widokowa. Po rozmowach z tubylacami ruszyliśmy w kierunku "lakossági barlangok" którą to zaczerpniętą z tłomacza Google frazę zapisałem na kartce jeszcze w Polsce. Hen hen za wioską, po przejściu leśnej drogi i podejściu rodem z Tatry Wysokich doczłapaliśmy do naturalnej jaskini, w której, jak się okazało mieszkali ludzie pierwotni (jakiś czas temu rzecz jasna). Dalsze, prowadzone trochę po omacku, poszukiwania doprowadziły nas do takich ciekawostek jak Wieża Diabła, Wieża Milenijna (właśnie to ta fikuśna) i wreszcie do Małej Ameryki, która okazała się być owymi mieszkalnymi jaskiniami. Jako, że Cserépfalu kazało się być bardzo ciekawą "destynacją", zdecydowanie warto będzie poruszyć temat jego atrakcji w osobnym wątku.
Mała (kis) Ameryka
Ciąg dalszy zakładał zobaczenie kurhanu w Muhi, wizytę w miszkolckim hipermarkecie oraz krajoznawczy przejazd przez Góry Bukowe. Szyki nieco pomieszała degustacja wina w piwniczce w Bogács, powiązana z zakupem prosto z beki (ceny 600-1000 ft/l we własnym naczyniu), więc po niej udało się jedynie nawiedzić Miszkolc. Nawiasem mówiąc węgierskie sklepy, a Auchany szczególnie, to doskonały pożeracz czasu (i dziesiątek tysięcy forintów), bo a to wino, a to palinka, a to kiełbasa, a to woda mineralna... i wszystko to okraszone pytaniem "co wybrać?".
piwniczki w Bogács
c.d.n.