Nyíregyháza - Nyírszölös
#1
Na początku wrażenia kierowcy.
W podróż na Węgry wyruszyliśmy z Gorlic, granicę przekroczyliśmy w Koniecznej - do granicy droga bardzo dobra, później przez kilka kilometrów na Słowacji - dramat: jazda na drugim biegu, z omijaniem dziur (choć i tak kilka krótkich odcinków załatali), dalej jest już dobrze. Jeszcze bardziej malownicza jest droga z Nowego Żmigrodu przez Krempną i Ożenną - polecam!
Celem podróży była odległa od centrum miasta o ok. 9 km dzielnica - Nyírszölös. Nie pytajcie o namiary na kwaterę, bo to był internat szkolny Uśmiech. Zdecydowałem się jechać przez Vranov nad Toplou, Trebisov i Sátoraljaujhely. Dłużej się jedzie tą trasą przez Słowację (niż przez Presov), ale spokojnie i jest dobre oznakowanie do kolejnych miejscowości. Przy okazji porównanie: na Słowacji i na Węgrzech zamiast radarów zasilających kasę gminy są wyświetlacze prędkości, zamiast bramek są winiety, a kultura jazdy znacznie wyższa! Oszołomy się zdarzają, ale dużo rzadziej niż w Polsce i to nie ten stopień oszołomienia.
Uważam, że każdy, kto pojawia się po raz pierwszy na Węgrzech właśnie w Sátoraljaujhely i chce się czegoś dowiedzieć o tym kraju, powinien zacząć od drogi krzyżowej - Magyar Kálvaria. Są tam wymienione wszystkie większe miejscowości utracone przez Węgry w 1920r., ale nie liczcie na współczesne nazewnictwo, są tylko nazwy węgierskie. Ja robiłem zdjęcia (rok 2010), kupiłem mapę "Nagy Magyarország" i rozwiązałem zagadki.
Generalnie nasz pobyt miał dość stacjonarny charakter - tylko 2 razy wyjechaliśmy poza granice miasta: na baseny do Hajdunánás i do Debrecena na karnawał winny. Wszystkie węgierskie drogi mi się podobają tzn. widoki z nich, nawierzchnia czasami dużo mniej, szczególnie trasa do Hortobágy przez Hajduböszörmény - nie dość, że w nie najlepszym stanie (2009), to co kilometr znaki: wyboje - 1km. I tak 10-15 razy. Węgierskie poczucie humoru?Zdziwiony
Wracaliśmy do Polski przez Tornyosnémeti, ponieważ chciałem jeszcze zwiedzić ruiny zamku w Boldogköváralja. Ostatnie zakupy w Szerencs (gdzie przeliczyliśmy się z możliwościami finansowymi) i pozostało jedynie obejść zamek dookoła. Ale to bardzo malownicze miejsce (blisko trasy Kosice - Miskolc, wstęp 650 ft) z ciekawie wyglądającą restauracją. Na pewno tam wrócimy. Szkoda tylko, że droga dojazdowa jest kiepskiej jakości (podobnie - wjazd na górę Tokaj) - przynajmniej dla 14-letniego, jak dotąd niezawodnego auta made in Hungary.
Jedyny odcinek węgierskiej drogi, jaki robi na mnie mniejsze wrażenie, to Tokaj - Nyíregyháza - chwilę trwało, zanim pojąłem, dlaczego. Po prostu droga jest po obu stronach porośnięta drzewami i mało widaćUśmiech
Powrót przez Słowację krótszy (z Tornyosnémeti do Koniecznej jest ok. 120 km), ale za Kosicami brak oznaczenia alternatywnej do "autostrady" zwykłej drogi do Presova (kilka lat temu było!), jest strzałka na jakieś wsie, dopiero po kilkuset metrach info: "Presov - 23km". Jeśli ktoś tu nie zjedzie i nie ma winiety, naraża się na ryzyko wysokiej kary. Nie napiszę, co o tym myślę - możecie się domyślić. Po drodze przerwa w Tesco w Presovie, by wydać kilka euro, jakie nam zostały. Budweiser - za ponad 4 zł, do tego "nealkoholicky"! To już lepiej wybrać jakąś frankovkę - pod względem wina Polska jest 200 lat nawet za Słowacją.
Odpowiedz
#2
Miałem wątpliwości, czy wspominać o dzielnicy Nyírszőlős, ale czytając na tym forum o kłopotach ze znalezieniem noclegu w Sóstó, wymienię dwa adresy:
1) przypadkowo, podczas spaceru znalazłem "Tamara Vendégház" Vásuti utca 34 - od basenów najkrótszą, częściowo pozbawioną asfaltu drogą, jedzie się ok. 2 km.
2) bardzo ciekawa jest "Verba Tanya" kilkaset metrów na wschód od dzielnicy - hotel, restauracja i łowisko ryb - warto tam się wybrać, choćby po to, by się przejść między stawami lub napić czegoś dobrego. A cena noclegu - 6400 ft - dla 2 osób, gdy ciężko coś w pobliżu znaleźć, nie wydaje się wygórowana.
Samo Nyírszőlős podoba mi się baaardzo - chętnie przeprowadziłbym się tam - spokojna, rozległa dzielnica domków z jednym "Szupermarketem" (czynnym najdłużej do 19.00!) Byłem tam czwarty raz i zawsze chętnie pojadę.
W porównaniu z poprzednimi latami widać, niestety, kryzys. Głównym objawem są pozamykane lub krócej czynne sklepy lub bary, a już brak supermarketu spożywczego w centrum handlowym "Plaza" bardzo mnie zaskoczył. Ale i tak Nyíregyháza skazana jest na sukces - głównym magnesem dla turystów pozostaną baseny, ale są jeszcze: zoo, skansen i piękne centrum ( i ogród botaniczny, w którym nie byłem).
Zoo z roku na rok rozwija się i zaskakuje czymś nowym ( do pokazu tresury fok doszły papugi, ale najlepsze było karmienie kóz, bo to ja karmiłem Uśmiech ). Najmocniejsze punkty zoo: oceanarium, duży wybieg dla małp przy restauracji, długie drewniane "molo", z którego świetnie obserwuje się zwierzęta, do tego wreszcie mogłem zobaczyć z bliska łosia. Cena - ok. 39 zł, ale naprawdę warto!
Skansen, mimo, że niezbyt rozległy, imponuje tym, że człowiek czuje się w nim jak w prawdziwej wsi (w Polsce to raczej zbiór domków), gdzie gospodarze przed chwilą gdzieś wyszli (najpewniej na basenyOczko ). Widziałem większość skansenów w Polsce południowej i chyba tylko jeden nieco bardziej podobał mi się od Muzeumfalu. Wstęp kosztował ok. 10,50 zł.
Odkryciem urlopu 2012 było dla mnie Túró Rudi Serce - gdzie ja wcześniej byłem?? Ten czekoladowo - twarogowy produkt deklasuje wszystkie słodycze, nabiały, lody. Najlepszy jest naturalny (choć wszelkich odmian też warto spróbować).
Wspomnę jeszcze o sklepie z winem w Mád - Első Mádi Borház. Bardzo efektowny - podobnie jak ceny, raczej na zamożną kieszeń. Alternatywą jest centrum handlowe w Szerencs, a i w Tokaju można kupić białe wina w przystępnych cenach.
Rozglądałem się za symbolami Wielkich Węgier - zauważyłem ten kształt tylko na czterech samochodach i na jednej koszulce. Wybrałem się też do sklepu z pamiątkami tego typu (adresy na turulbolt.hu) - był zamknięty z powodu urlopu, ale był bardzo mały i sprawiał wrażenie "podziemnego".
Z zakupami węgierskich pamiątek nie było problemu - szkoda tylko, że często występuje słowo: "Hungary".
Odpowiedz
#3
Świetny opis! Bardzo fajnie się czyta. Dzięki wielkie!
Masz własną stronę internetową? Pomóż promować Forum Węgierskie!
Odpowiedz
#4
Przyłączam się do gratulacji za świetny opis. Pozwolę sobie na dorzucenie swoich "3 groszy".

(07-08-2012, 17:36)krzysztof73 napisał(a): (...)
W podróż na Węgry wyruszyliśmy z Gorlic, granicę przekroczyliśmy w Koniecznej - do granicy droga bardzo dobra, później przez kilka kilometrów na Słowacji - dramat: jazda na drugim biegu, z omijaniem dziur (choć i tak kilka krótkich odcinków załatali), dalej jest już dobrze.
(...) Zdecydowałem się jechać przez Vranov nad Toplou, Trebisov i Sátoraljaujhely. Dłużej się jedzie tą trasą przez Słowację (niż przez Presov), ale spokojnie i jest dobre oznakowanie do kolejnych miejscowości.

(...) przynajmniej dla 14-letniego, jak dotąd niezawodnego auta made in Hungary.
(...)

Pomimo tego krótkiego odcinka z wertepami (też widziałem słowackie ekipy łatające tę drogę), to polecam tę trasę jako ciekawszą alternatywę dla Barwinka.

Dla mnie trasa przez Vranov n/T i Trebisov była jednak denerwująca. Z jednej strony widoki ładne (duże, chociaż jeszcze nie zagospodarowane turystycznie jezioro, tuż przy trasie ferma zwierząt egzotycznych, strusie, lamy, widoczne z samochodu), ale z drugiej strony nagromadzenie wiosek i miasteczek powoduje (teren zabudowany = 50 km/h), że droga czasowo strasznie się wydłuża. Może to była niecierpliwość aby nareszcie zajechać na Węgry, ale zraziłem się do tej drogi tak bardzo, że wracałem przez koszycko-preszovską autostradę i później Bardejov i wspomnianą Konieczną.

Jeśli to nie tajemnica, to czy rzeczywiście auto jest "made in Hungary"? I czy taki egzemplarz specjalnie wybierałeś Szeroki uśmiech
Tak trochę OT, to chyba Węgrzy nie mają (i nie pamiętam aby mieli kiedyś) żadnej własnej marki i wszystkie ich produkcje to obce marki, ja kojarzę Łady, Ople, Suzuki.
Odpowiedz
#5
W bloku komunistycznym "przypadła im odpowiedzialność" za auta innego typu - autobusy. Wszyscy chyba kojarzymy IKARUSy Uśmiech
Masz własną stronę internetową? Pomóż promować Forum Węgierskie!
Odpowiedz
#6
Wygląda na to, że wprawdzie zarówno andrasz, jak i ja, przejeżdżaliśmy przez Vranov n/T i Trebisov, ale chyba tylko ja jechałem (w stronę Węgier) przez Kapusany, a nie przez Svidnik i Stropkov. Taką trasę próbowałem przejechać w 2010, bo chciałem zobaczyć wspomniane przez andrasza jezioro (zbiornik wodny), ciągnący się długo wzdłuż drogi. Nie było mi to jednak dane - zakaz wjazdu. Droga była doszczętnie zniszczona przez wodę. Trasa Bardejov - Kapusany - Vranov jest na pewno szybsza niż przez Svidnik.
A co do auta - wykonane zostało na Węgrzech (a zatem "Made in Hungary" Uśmiech ), a myśl japońska - Suzuki Swift. Gdy je kupowałem, to o Magyarország miałem pojęcie dość mgliste - znałem serial "Ábigél" (jeden z moich ulubionych), interesowałem się też nieco futbolem węgierskim. Ale to, że auto mam z Węgier, miało (później) jakieś znaczenie - gdy w 2007 pierwszy raz jechaliśmy z kolegą (do Mezőkövesd) jego autem - też Swiftem (zupełny przypadek!), obaj byliśmy zachwyceni, że tuż po przekroczeniu granicy "władzę" na drogach przejęły Swifty. Tak jest do dziś i jeszcze przez kilka lat pewnie będzie - model produkowano do 2004 (potem to zupełnie inny samochód) - dla mnie to jeden z głównych symboli Węgier.
P.S. Skoro na forach ludzie piszą o swoich autach per "Suzi", uznałem, że mój wóz dostanie imię Zsuzsánna Szeroki uśmiech .
Odpowiedz
#7
(09-08-2012, 17:55)krzysztof73 napisał(a): Wygląda na to, że wprawdzie zarówno andrasz, jak i ja, przejeżdżaliśmy przez Vranov n/T i Trebisov, ale chyba tylko ja jechałem (w stronę Węgier) przez Kapusany, a nie przez Svidnik i Stropkov.
(...)

A co do auta - wykonane zostało na Węgrzech (a zatem "Made in Hungary" Uśmiech ), a myśl japońska - Suzuki Swift.(...) dla mnie to jeden z głównych symboli Węgier.

Rzeczywiście, gdy spojrzałem na mapę, to widzę, że Ty jechałeś przez Kapusany i zapewne Giraltowce. Zrobiłeś więc małe kółko aby zobaczyć to jezioro Velka Domasa, które na nas nie zrobiło jakiegoś wielkiego wrażenia. Wprawdzie otaczają je pagórki, ale dużo ładniejsze jest chociażby Rożnowskie, czy Czorsztyńskie.
Jak tak jak pisałem wcześniej raczej będę omijał tę drogę.

A co do auta, to już chyba kiedyś na forum pisałem, że Węgrzy mają, moim zdaniem, zdrowsze od Polaków podejście do samochodów. Liczy się głównie funkcjonalność, czyli więcej widać popularnych produkowanych tam suzuki i opli, niż jakichś wiekowych limuzyn (BMW, mercedesów, itp.), których wiele na polskich drogach. Sporo jest natomiast, w porównaniu z Polską, starszych aut z "demoludów", takich jak łady-żiguli, fiaty 125, czy nawet "maluchy".
Odpowiedz
#8
I trabanty.
Odpowiedz
#9
Wspomnę jeszcze o mniej udanych aspektach tegorocznego pobytu u Madziarów. Poza dużymi problemami ze zrozumieniem Węgrów, było jeszcze kilka innych niespodzianek.
Na cztery nasze pobyty (od 2008, bez 2011) po raz pierwszy nie było wycieczki autokarowej - do tej pory gospodarze podstawiali autobus nie pierwszej młodości (ale nie Ikarus!) i były wycieczki: do Egerszálok i Egeru oraz dwukrotnie do rumuńskiej Oradei. Można się było jednak tego spodziewać i nie umniejsza to mojej oceny pobytu.
Na basenach w Sóstó jest mały basenik, a właściwie dwa, rozdzielane schodkami. Zaciekawiły mnie, bo dno pokrywały kamienie. Wchodząc, uprzejmie przepuściłem 2 osoby wychodzące z basenu, po czym usiadłem. Osoby te postanowiły zrobić jeszcze jedno kółeczko, więc podkurczyłem nogi, ale gdy po chwili znów zobaczyłem, że nadchodzą, już wiedziałem, że coś nie gra! "Sétáló"! Był opis w 3 językach, że to miejsce do masażu stóp. Jak widać, za długo wcześniej siedziałem w basenach z bardzo ciepłą wodą Zmieszany .
Wpadłem też na pomysł, by pojechać na drugi - południowy - koniec miasta do największego, jak sądziłem, hipermarketu, w mieście - Metro.
Na billboardach był podtytuł: "Nagykereskedelem", więc wydawało mi się, że tam wybór win i ceny będą najlepsze. Wszyscy jeździli i jeżdżą do Tesco, więc ja pójdę krok dalej! Może i ceny są najlepsze, ale to węgierski odpowiednik Makro Cash And Carry, z tym, że aby to "Cash And Carry" zauważyć, trzeba się dobrze rozejrzeć po parkingu.
Oboje z żoną lubimy kawę, ale tylko ona zdecydowała się spróbować - ja na Węgrzech raczej unikam. Oboje zwracamy uwagę na to, by porcja kawy była odpowiednio duża, więc jedyne, co mogłem zamówić, to "hosszú kávé". No cóż, 3 centymetry to też jakaś długość i hektolitry płynu w porównaniu z espresso, jakie kiedyś podano mi w Italii. Ale smak kawy był bardzo OK.
Odpowiedz




Użytkownicy przeglądający ten wątek: 5 gości