19-07-2012, 13:03
I nie jest to jego jedyna zaleta! Znaczy - przewodnika Moniki Chojnackiej Węgry. Na ostro i na słodko.
To, że informacje o kampingach, noclegach czy jadłodajniach ulegają dezaktualizacji, to jest normalne i trudno. Tych z reguły turyści rozpoczynający eksplorację Węgier i tak szukają w Internecie (Hejka, polećcie mi jakiś niedrogi hostel albo kamping, tylko żeby był blisko basenów i najlepiej żeby były darmowe), a ci ze stażem już swoje wiedzą.
W tym przewodniku sporo jest podstaw do zrozumienia tego, co zwiedzamy. Turysta dowiaduje się nie tylko skąd wziął się minaret w Egerze czy Muzeum Marynarki Węgierskiej w Komárom. Autorka podaje na przykład, wśród wielu innych, historię powstania symfonii pożegnalnej Haydna, która zupełnie nie pokrywa się z tą zamieszczoną w źródle wiedzy wszelakiej - Wikipedii.
Słowem: warto mieć ten przewodnik i korzystać z niego często, nie tylko w Székesfehérvárze, Esztergomie czy Pécsu. Warto go czytać również w Warszawie, Poznaniu i Koszalinie.
To, że informacje o kampingach, noclegach czy jadłodajniach ulegają dezaktualizacji, to jest normalne i trudno. Tych z reguły turyści rozpoczynający eksplorację Węgier i tak szukają w Internecie (Hejka, polećcie mi jakiś niedrogi hostel albo kamping, tylko żeby był blisko basenów i najlepiej żeby były darmowe), a ci ze stażem już swoje wiedzą.
W tym przewodniku sporo jest podstaw do zrozumienia tego, co zwiedzamy. Turysta dowiaduje się nie tylko skąd wziął się minaret w Egerze czy Muzeum Marynarki Węgierskiej w Komárom. Autorka podaje na przykład, wśród wielu innych, historię powstania symfonii pożegnalnej Haydna, która zupełnie nie pokrywa się z tą zamieszczoną w źródle wiedzy wszelakiej - Wikipedii.
Słowem: warto mieć ten przewodnik i korzystać z niego często, nie tylko w Székesfehérvárze, Esztergomie czy Pécsu. Warto go czytać również w Warszawie, Poznaniu i Koszalinie.