W tym roku na Węgrzech mniej degustowałem wina, a więcej piwa i mocniejsze trunki - czy to jako "tízorai"
na basenach, czy w pobliskim "söröző" wieczorem. Kilka słów o piwach - piłem cztery, jak się wydaje, najpopularniejsze: Arany Ászok podtrzymał miano najlepszego węgierskiego piwa (jedyne, jakie kupiłbym i w Polsce), Soproni da się jeszcze wypić, a Borsodi i Köbányai - nie warto. Mam wrażenie, że Borsodi mocno obniżyło loty.
Z tzw. wynalazków przyjemnie smakuje schłodzony 2proc. Soproni Körte (gruszkowy).
Z mocniejszych trunków nowością było dla mnie Unicum Szilva - łączy w sobie najlepsze cechy klasycznego Unicum i śliwowicy. Pierwszy raz nabyłem gruszkowicę Vilmos - również wybitna. Dodam, że nigdy nie widziałem sensu ani przyjemności w piciu czystej wódki, a polska "kultura" picia jest mi zupełnie obca.
Próbowałem jeszcze "Mézes Barack" - jak dla mnie, zbyt słodkie, choć na pewno na poziomie. Będąc w Lidlu w Hajduhadház, zauważyłem 3 rodzaje palinki w butelkach podobnych do tych z Kecskemét w przystępnej cenie. Ponieważ były z tego miasta - stolicy owoców
, wziąłem jedną śliwowicę - czeka na otwarcie. Oryginalną barackpálinką byłem zachwycony (do tego przyjemnie otwiera się ją korkociągiem).
Ogólnie wydaje się, że Węgrzy piją za dużo i wcale wino nie jest alkoholem dominującym. Jedzą też za dużo i szczególnie na basenach widać, jak wiele osób ma nadwagę.
Skoro trunki "wszelkiej maści", to jeszcze o napojach niealkoholowych - na szczególne wyróżnienie zasługuje seria "emotion" (np. truskawka i rabarbar) - napoje mają o wiele mniej cukru niż jakiekolwiek w Polsce, do tego świetna Traubisoda (z białych winogron).
Reasumując: piwo o wiele lepsze w Polsce (także dostępność piw zagranicznych), napoje 0% - na Węgrzech, a innych nie porównam, bo to dwa różne światy.