12-01-2019, 17:24
Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że desery i ciasta węgierskie to prawdziwy p*rn food, brutalny i perwersyjny. Czyli to co ten tygrysek lubi najbardziej
. Do tej pory próbowałam zrobić kilka z nich z różnym skutkiem, znakomitym i trochę mniej. W każdym razie ciekawe są "wędrówki" historyczno-geograficzne niektórych deserów. Np. krem (puree?) z kasztanów do tej pory kojarzyłam z Francją, na Węgrzech znany bodajże jako gesztenye puree, tymczasem, ja po raz pierwszy jadłam to w Japonii i wbrew pozorom jest tam na tyle popularne, że gotowe deserki można kupić w większości sklepów konbini (taki odpowiednik naszej Żabki z dodatkowymi opcjami). Z tego, co czytam, m.in. na tym forum, do kürtőskalácsa przyznaje się co najmniej kilka krajów, a z kolei na DailyNewsHungary znalazłam przepisy na nasze (czy tylko nasze?), swojskie pączki i kremówki. Nie trudno zgadnąć, że wpływy kulinarne przenikały z kuchni jednych narodów do drugich i nieraz trudno prześledzić skąd rzeczywiście dana potrawa pochodzi, ale niektóre z takich wędrówek są zaskakujące, np. w/w Francja, Węgry i Japonia - kto by pomyślał, że deser może łączyć tak odległe kraje?

