Pamiętam jak opowiadano o przedwojennych złodziejach mających swoje niezłomne zasady i swój swoisty honor.
Wychowywano mnie na człowieka prawego o wrażliwym sumieniu i ambicjach, który powinien tak żyć i postępować aby nikt nie mógł mnie nawet posądzać o jakieś bezeceństwa.
Obecnie będąc już emerytem jestem człowiekiem etycznie i moralnie wykluczonym. Dlaczego? Dlatego, że nie rozumiem współczesnego naszego społeczeństwa. I to nie dlatego, że nastąpił szalony rozwój a ja zostałem w tyle. Tylko dlatego, że następuje szalony regres w tej dziedzinie a ja nie mogę tego ogarnąć i dostosować się. I nie mam tutaj na myśli swobody z jaką każdy może się w dowolny sposób wypowiadać w stosunku do poglądów innych - no bo co mi zrobisz?
Pamiętam czasy, kiedy do komentowania wydarzeń i zjawisk poczuwali się (lub byli dopuszczani ) ludzie o pewnym dorobku mogącymi być w tych sprawach autorytetami. Przynajmniej ta pozycja nie pozwalała im się całkowicie zeszmacić. Tacy ludzie przeważnie cechowali się pewną kulturą osobistą. I dotyczyło to również osobistości z areny politycznej ( przynajmniej dbano o pozory ).
Obecnie niezależnie od szczebla wydarzenia mówi się bez skrupułów nieprawdę albo bez jakiejkolwiek bojaźni "odwraca się kota ogonem" czyli zaprzecza się wcześniejszej wypowiedzi. Dominująca metoda na zarzuty, to zwalanie winy i oczernianie innych.
A w polityce można robić co się chce mając na uwadze własny interes, byle to robić z chrześcijańską otoczką.
To ostatnie wydarzenia związane z politykami spowodowały u mnie taki wyrzut goryczy. Wolałbym pozostać "wykluczonym" ale jako homo sapiens nie mogę się nie zastanawiać do czego to zmierza.
Wychowywano mnie na człowieka prawego o wrażliwym sumieniu i ambicjach, który powinien tak żyć i postępować aby nikt nie mógł mnie nawet posądzać o jakieś bezeceństwa.
Obecnie będąc już emerytem jestem człowiekiem etycznie i moralnie wykluczonym. Dlaczego? Dlatego, że nie rozumiem współczesnego naszego społeczeństwa. I to nie dlatego, że nastąpił szalony rozwój a ja zostałem w tyle. Tylko dlatego, że następuje szalony regres w tej dziedzinie a ja nie mogę tego ogarnąć i dostosować się. I nie mam tutaj na myśli swobody z jaką każdy może się w dowolny sposób wypowiadać w stosunku do poglądów innych - no bo co mi zrobisz?
Pamiętam czasy, kiedy do komentowania wydarzeń i zjawisk poczuwali się (lub byli dopuszczani ) ludzie o pewnym dorobku mogącymi być w tych sprawach autorytetami. Przynajmniej ta pozycja nie pozwalała im się całkowicie zeszmacić. Tacy ludzie przeważnie cechowali się pewną kulturą osobistą. I dotyczyło to również osobistości z areny politycznej ( przynajmniej dbano o pozory ).
Obecnie niezależnie od szczebla wydarzenia mówi się bez skrupułów nieprawdę albo bez jakiejkolwiek bojaźni "odwraca się kota ogonem" czyli zaprzecza się wcześniejszej wypowiedzi. Dominująca metoda na zarzuty, to zwalanie winy i oczernianie innych.
A w polityce można robić co się chce mając na uwadze własny interes, byle to robić z chrześcijańską otoczką.
To ostatnie wydarzenia związane z politykami spowodowały u mnie taki wyrzut goryczy. Wolałbym pozostać "wykluczonym" ale jako homo sapiens nie mogę się nie zastanawiać do czego to zmierza.