Gdy spojrzałem na temat wątku, to początkowo skojarzyłem "pierwsze" jako te które były dla mnie z pierwszym wyjazdem na Węgry (jako dziecko z rodzicami) do Siofoku z przystankiem w Budapeszcie.
Ale potem pomyślałem, że ważniejsze są te "pierwsze", które teraz "tu i teraz" natychmiast pojawiają się w myślach w kontekście Węgier.
To może podam w tym pierwszym jak i drugim znaczeniu. O podobnych skojarzeniach już pisałem na forum, ale może ktoś nie czytał, więc napiszę w tym wątku także.
Skojarzenia z dzieciństwa, to pierwsze węgierskie słowo "kes", czyli "nóż", które usłyszałem od gospodarzy w węgierskiej kwaterze. I jeszcze pierwsze zauroczenie (a byłem szczawikiem w wieku podstawówkowym) kamienicami VII dzielnicy, m.in. przy Wesselenyi utca, gdzie później wielokrotnie wracałem na samotne spacery już podczas moich regularnych pobytów w B-cie.
Natomiast obecne skojarzenia są wielorakie i wielozmysłowe:
- słuchowe - gdy tylko usłyszę język węgierski, to nawet jeśli nie rozumiem słów, sama melodia budzi pozytywne skojarzenia, w samochodzie wożę też płytę z węgierskimi czardaszami, gdy jadę w dłuższej trasie i mnie łapią węgierskie wspomnienia, to włączam w odtwarzaczu te czardasze,
- węchowe - gdy czuję mocną kawę, to mam podobne miłe skojarzenia, paradoksalnie sam nie piję kawy, ale lubię poczuć, gdy żona sobie ją robi w elektrycznym zaparzaczu; chyba jednak jeszcze ładniej pachniała, gdy mój nieżyjący już ojciec parzył ją w takim małym, metalowym zaparzaczu, czego nauczył się właśnie podczas kilkuletniego pobytu na Węgrzech; jeszcze jedno miłe skojarzenie zapachowe - gdy wchodzę do węgierskiego "Tesco" (pisałem na blogu o moich zakupach w tych sklepach), to jest tam specyficzny, właśnie węgierski zapach, sam nie wiem z czego to wynika (zapach produktów?, środki czyszczące?), ale ten zapach jest tylko tam, żaden z polskich marketów nie ma takiej woni, dlatego szczególnie zawsze pierwsze zakupy podczas każdego pobytu są szczególnie przyjemne na zasadzie "znów jestem na Węgrzech",
- wzrokowe - też już pisałem na blogu o węgierskich kolorach, lubię węgierską flagę, te trzy kolory też budzą bardzo miłe skojarzenia, wożę nawet w samochodzie przyczepioną przyssawką do przedniej szyby po prawej stronie taką kostkę-sześcian z miękkiego plastiku, na bokach są m.in. flaga i godło Węgier, jakoś tak mi się przyjemniej jeździ, gdy spojrzę na te kolory.
- smakowe, to oczywiście wszystkie smaki, których brakuje mi w Polsce, od "Traubisody" przez "Turo Rudi" po średnioostrą paprykę,
- najtrudniej o skojarzenia dotykowe, ale pomyślałem o dotyku ciepłej wody w węgierskich basenach, w Polsce też chodzę na baseny, jednak tam jest jakby milej, szczególnie pod różnymi ciepłymi "biczami wodnymi", a najbardziej charakterystyczne są naturalne strumienie wody spadające z kilku metrów w pierwszej sali (tej przed wejściem w korytarze) jaskiniowych basenów Miskolc-Tapolca; myślę, że takiego masażu wodnego nie ma nigdzie, uwielbiam siąść sobie pod tym strumieniem zamknąć oczy i czuć na plecach wodny masaż, eeeeech, jak się miło zrobiło ...