05-12-2014, 9:53
To nie dokręcanie śruby ...
W latach siedemdziesiątych ub. wieku węgierskie związki zawodowe walczyły (oczywoście na prośbę mas pracujących) o wolne soboty. Najpierw co druga sobota miesiąca była wolna, po jakimś czasie każda sobota miesiąca była wolana. Było "no-problem" , wszyscy w czasie zrobili zakupy i było normalnie. Czwartek był "dniem handlowym", wówczas "sklepy" były otwarte do godz. 20.oo.
Raz w roku organizowano tzw. "soboty komunistyczne", wówczas to węgierskie masy pracujące szły do pracy, brały udział w tzw. czynach społecznych. W tym dniu nikt nie otrzymywał wynagrodzenia za 4-godzinną pracę.
W niektórych firmach (po pracy) były kiełbaski, piwo, wieczorami organizowano potańcówki dla starszych, młodszym zaś "disco".
Po sąsiedzku w Austrii - na węgrzech mówią: osztrák sógoroknál - od dawna nie ma handlu w niedzielę i jest dobrze. Wszyscy na czas porobią zakupy w tygodniu... osobiście jestem za wolnymi niedzielami.
W latach siedemdziesiątych ub. wieku węgierskie związki zawodowe walczyły (oczywoście na prośbę mas pracujących) o wolne soboty. Najpierw co druga sobota miesiąca była wolna, po jakimś czasie każda sobota miesiąca była wolana. Było "no-problem" , wszyscy w czasie zrobili zakupy i było normalnie. Czwartek był "dniem handlowym", wówczas "sklepy" były otwarte do godz. 20.oo.
Raz w roku organizowano tzw. "soboty komunistyczne", wówczas to węgierskie masy pracujące szły do pracy, brały udział w tzw. czynach społecznych. W tym dniu nikt nie otrzymywał wynagrodzenia za 4-godzinną pracę.
W niektórych firmach (po pracy) były kiełbaski, piwo, wieczorami organizowano potańcówki dla starszych, młodszym zaś "disco".
Po sąsiedzku w Austrii - na węgrzech mówią: osztrák sógoroknál - od dawna nie ma handlu w niedzielę i jest dobrze. Wszyscy na czas porobią zakupy w tygodniu... osobiście jestem za wolnymi niedzielami.