14-09-2012, 23:54
(12-09-2012, 22:19)Lukas napisał(a): Zachęcony zachwytami nad książką Vargi na forum postanowiłem ją przeczytać, co też dziś uczyniłem. Ciężko mi podzielić te uwielbienie niemalże. (...)
Zarówno moziba jak i arany fiu już wskazali już to co ja także chciałem napisać, jednak dodam swoje "trzy grosze".
Ma rację moziba, ta książka jest bardziej o samych Węgrach, niż o Węgrzech. Varga pisze subiektywnie, tak jak sam to czuje i nie można tej książki traktować jako uniwersalnego przewodnika dla początkujących. Przewodnika, który zazwyczaj jest tak obiektywny i bezpłciowy, że aż nudny.
Tu mała dygresja w kontekście frazy "dla początkujących". Powtórzę za moziba "zbyt rzadko i krótko tam przebywam, by poznać Węgrów" i dodaj jeszcze, że moje częste pobyty były zbyt dawno, a teraz ograniczają się tylko do wakacji. Jednak emocjonalna więź z Węgrami (rozumianymi jako kraj i jako ludzie) sprawia, że pozwalam sobie na traktowanie siebie jako już trochę hungarofila

Wracając do głównej myśli. Książka Vargi nie jest obiektywna, to jest próba swego rodzaju rozliczenia się także z własnymi (pamiętajmy, że Autor ma także węgierskie korzenie) wspomnieniami, kompleksami, itd.
Dlatego, moim zdaniem, nie należy "Gulaszu..." traktować jako ksiązki, która "odstrasza ludzi od Węgier" (jak pisze Lukas), to tak jakby dyskutować, czy książki dotyczące jakiegoś trudnego wycinka naszej historii są "antypolskie". Czy książka Vargi jest tylko dla turpistów? Na podobnej zasadzie można zapytać - jak można miło wspominać dzieciństwo w PRL-u?
Co oczywiście wszystko to nie znaczy, że książka Vargi musi się podobać każdemu. Moja żona też powiedziała, że jest nudna
