25-09-2012, 21:45
Jak sięgam tak najdalej pamięcią to przychodzą mi na myśl początki zbierania znaczków pocztowych.
Przełom przedszkola i podstawówki. Prawie wszystkie dzieciaki z naszych bloków ogarnięte są manią zbierania znaczków pocztowych. Za klaser służy zeszyt szkolny z poskładanymi w tak zmyślny sposób kartkami, które tworzą trójkątne schowki na znaczki i wystarczy tylko poodginać złożenia, aby ukazał się zbiór w całej okazałości. A te znaczki to pożal się Boże, same kancery.
Na klatkach schodowych odchodzi tzw. "handlowanie" znaczkami, czyli wymiana, literowanie napisów na znaczkach, m. in. MAGYAR POSTA. Ktoś starszy, mądrzejszy mówi, że to znaczek węgierski. Były w cenie te znaczki, bo wyróżniały się ładną grafiką i kolorami.
Przełom przedszkola i podstawówki. Prawie wszystkie dzieciaki z naszych bloków ogarnięte są manią zbierania znaczków pocztowych. Za klaser służy zeszyt szkolny z poskładanymi w tak zmyślny sposób kartkami, które tworzą trójkątne schowki na znaczki i wystarczy tylko poodginać złożenia, aby ukazał się zbiór w całej okazałości. A te znaczki to pożal się Boże, same kancery.
Na klatkach schodowych odchodzi tzw. "handlowanie" znaczkami, czyli wymiana, literowanie napisów na znaczkach, m. in. MAGYAR POSTA. Ktoś starszy, mądrzejszy mówi, że to znaczek węgierski. Były w cenie te znaczki, bo wyróżniały się ładną grafiką i kolorami.