18-03-2013, 20:44
(17-03-2013, 22:38)Kamjon napisał(a): Dziwny w tym roku był ten 15. marca, nie uważacie? zupełnie bez echa to przeszło. wszystko odwołane. trochę śniegu było i chyba to przykryło temat w przenośni i dosłownie.
jestem odrobinę rozczarowany a wy?
Trochę śniegu?!?!?! Z całym szacunkiem, ale nie wiesz, o czym mówisz! To była prawdziwa katastrofa i stan klęski żywiołowej. Tysiące ludzi utknęło na drogach z powodu katastrofalnych warunków pogodowych. Nie dość, że śnieg sypał jak wściekły, to szalał huraganowy wiatr. Auta zostały zasypane na autostradach, na drogi wyjechały czołgi, aby uczynić je przejezdnymi i wyciągnąć tych, którzy utknęli. Ludzie nocowali na stacjach benzynowych, w szkołach, supermarketach. Dziesiątki miejscowości bez prądu, ogrzewania, wody. Zerwana komunikacja. Pociągi z powodu oblodzenia trakcji (pod wpływem wiatru wszystko momentalnie zamieniało się w lód) miały opóźnienia o kilkaset minut. Strażacy, policja, pogotowie, służby cywilne pracowały bez wytchnienia, by ratować ludzi.
Wybacz, ale organizowanie jakichkolwiek obchodów byłoby hańbą, gdy ludzie czekają na pomoc. To nie była zadymka, ostatni raz takie załamanie pogody zdarzyło się na Węgrzech ponoć 30 lat temu (to już wiem od znajomych Węgrów). Wszyscy byliśmy przerażeni. Ja w Siófok widziałam wywalonego TIR-a przy wjeździe na autostradę, sama jechałam po drodze, która w ułamku sekundy zamieniała się w szklankę.
Na nieszczęście to był czwartek, dokładnie początek długiego weekendu, bo choć sypało od rana, to dramatycznie zaczęło się robić dopiero po południu. Nikt się nie spodziewał, mimo zapowiadanych opadów, że przybiorą one takie rozmiary. Wiele osób ruszyło więc do rodziny, przyjaciół, na zakupy przed długim weekendem. I wpadli w pułapkę. Ale Węgrzy bardzo sobie pomagają w takich sytuacjach, w wielu domach nocowali ci, co nie mogli jechać dalej.
Obrzydliwe są też protesty polskiej grupy, która jechała specjalnym pociągiem na obchody do Budapesztu w ramach solidarności z węgierską prawicą. Ochody, które się nie odbyły, a sama podróż oczywiście trwała o wiele dłużej od planowanej. Jak tacy solidarni, to mogliby zakasać rękawy, zgłosić się po przyjeździe na ochotników do Czerwonego Krzyża i naprawdę pomóc bratankom, bo tu każda para rąk się liczyła.